25 sie 2009

Lubię rower

Lubię rower. Lubię jeździć rowerem oraz lubię sam rower jako maszynę w ogóle oraz mój rower w szczególności. Wystarczy wsiąść na rower i miasto nagle się kilkukrotnie zmniejsza.

Z Zaspy na molo w Sopocie i z powrotem w godzinkę? Żaden problem! A samochodem w godzinach szczytu jest to niebanalne zadanie. Zaś nawet poza nimi nie jest lekko bo przecież na samo molo się nie wjedzie, trzeba trochę podejść.

Zakupy w trzech sklepach na dziesięciokilometrowej trasie? Godzinka do półtorej. Znów niewiele dłużej niż samochodem ale dwa razy szybciej niż piechotą.

Szkoda że pogoda i czas tak rzadko pozwalają mi z niego korzystać... Ale fajnie że są ścieżki rowerowe. To sporo ułatwia, nawet jeśli część pieszych nie bardzo wie o co chodzi i umieszczony na nich znaczek roweru uważa najwyraźniej za jakiś tajemniczy chiński heroglif, może znak na szczęście?

Niestety niedługo sezon się skończy i znów będę przebierał nogami irytując się że tak powoli i nieefektywnie się przemieszczam.

20 sie 2009

Zachód słońca nad portem


Zdziwienie

Po co odpoczywam przed pójściem do pracy skoro i tak wrócę z niej zmęczony?

17 sie 2009

Jestem człowiekiem starej daty

Nie lubię niestaranie napisanych maili.
Nie lubię niestarannego pisania na czatach.
Nie lubię błędów ortograficznych i gramatycznych.
Nie lubię przerywania bez słowa rozmowy - także tej na czacie.
Nie lubię odpisywania nad treścią maila "bo tak najszybciej".
Nie lubię pozostawiania całej treści wymiany zdań w mailu "bo i tak się domyślę o co chodzi".
Nie lubię obrażania ludzi których poglądów się nie akceptuje.

Jestem człowiekiem starej daty bo wymagam zachowania pewnych form. To ostatnio nie jest zbyt modne. A skojarzyło mi się bo znalazłem mój tekst z netykiety. :-)

O: No bo normalnie to każdy czyta z góry na dół...
P: Dlaczego???
O: Pisanie nad cytatem!
P: Co należy do bardziej wkurzających obyczajów niektórych ludzi?

13 sie 2009

Wymagania (nie lubię jeść)

Ranek to zawsze ciężki czas dla mnie. Bardzo ciężki. Rozruch jest powolny, wchodzenie na obroty zajmuje wieki, myślenie prawie nie istnieje. Zacinam się na długie minuty przy najprostszych czynnościach. Zresztą co ja tłumaczę, słowiki nie zrozumieją a sowy wiedzą i tak. Czy już wspominałem że zmuszanie ludzi do wstawania przed dziewiątą powinno być zakazane przez Konwencję Genewską i ścigane jak zbrodnie ludobójstwa? Nieważne. To zawsze warto powtórzyć. O czym to ja...? Aha. Właśnie. Sprawa wygląda tak: nie lubię jeść. To znaczy nie lubię tylko jeść. Samo jedzenie jest dla mnie jakieś takie jałowe, owszem, przyjemność na ogół wielka, ale czegoś brakuje. Pogadać za bardzo też nie można a do tego śniadania jadam sam. Trzeba poczytać albo coś pooglądać. Czytanie czasem wymaga zbyt wielkiego wysiłku umysłowego. Jak się jest niewyspanym to idzie naprawdę ciężko. Trudno się rozkręcić i wciągnąć a potem i tak niewiele się pamięta. Z oglądaniem też jest problem. Większość produkcji jest zbyt wymagająca, za szybko to się dzieje albo intryga jest zbyt skomplikowana. No i za długie to, rano nie mam tyle czasu. W końcu pojawiło się rozwiązanie. Nick Park - mówi Wam coś to nazwisko? Mam nadzieję że tak. I jego Aardvark Production czy jak tam się jego firma nazywa (jest rano więc wszystko z pamięci). Gromit i Wallace. I inne postacie. Na przykład baranek Shaun. Występuje w produkcjach wprost dla mnie stworzonych: przeciętny odcinek ma siedem minut więc te pół godziny które mam zwykle do dyspozycji na ogół wystarcza żeby taki odcinek obejrzeć i zrozumieć. Akcja spójna i zwykle spokojna, do tego góra dwuwątkowa. Mało dialogów. Po prostu cudo na zaspane poranki. Polecam serdecznie. Aha - widzę że to jednak Aardman Animations. Mówiłem że dla mnie za wcześnie.

10 sie 2009

Inspiracja

Mądrzy ludzie powiedzieli tak:

Białe kiełbaski z patelni

Na patelni usmaż białe kiełbaski razem z cząstkami cebuli i kwaśnych jabłek. Podrzucaj i mieszaj w czasie smażenia. Podaj na grillowanych pajdach żytniego chleba, z surówką z kiszonej kapusty.

Ale ja przecież muszę po swojemu, nie?

No więc zrobiłem tak:

Kiełbaski tak, a jakże. Osiem. Białych. Przysmażyłem, na smalcu, a co. Potem je wyjąłem bo patelnia nie z gumy. Dorzuciłem dwie wielkie cebule pokrojone w krążki. Smażyłem. I smażyłem. I smażyłem. Może dusiłem bardziej nawet? W każdym razie w końcu dorzuciłem: pomidora i kiełbaski. Niech się pomidor trochę rozgotuje. No i wina dolałem. Sporo. Z pół szklanki. albo i więcej Jak już zgęstniało to dodałem dwa jabłka i brzoskwinię żeby się zagrzały.

Z oryginałem/źródłem inspiracji nie ma to za wiele wspólnego ale smakuje znakomicie. Zwłaszcza z pszennym pieczywem.



I proszę bez głupich uwag - to są białe kiełbaski. Tylko mi się trochę, tego, przypaliły...

9 sie 2009

Lubię Wrocław

Tym razem miałem ze sobą aparat. Właściwie poprzednio też miałem, FEDa, i film skończyłem dopiero przy drugiej wizycie. :-) Ale jeszcze nie jest wywołany. Na razie więc tylko produkty bezdusznej cyfrowej technologii.

Kilka słów o Wrocławiu dla początkujących. Przede wszystkim: jest tam zachowany w prawie oryginalnej postaci wielki kawał miasta prawie bez zmian od czasów przedwojennych. A w każdym razie ze zmianami minimalnymi. A w każdym razie tak to wygląda bo tak dokładnie to nie sprawdzałem. :) Jest tego gdzieś dwa na trzy kilometry przynajmniej. Bardzo duża i świetnie zachowana starówka. Mnóstwo mostów (jeśli dobrze pamiętam to ponad 120 zarejestrowanych). Mnóstwo rzeki. A nad tą rzeką deptaki i ścieżki. Fosa dookoła starówki. Dużo zieleni. W sumie miasto w sam raz dla turysty, a i mieszkańcy pewnie czują się nieźle.

Garść przypadkowych uwag:
  • ceny jedzenia do przyjęcia, może nawet gdzieniegdzie niewysokie, nie ma problemu z ofertą na każdą kieszeń, oczywiście drogich lokali też sporo
  • olbrzymie gałki lodów, fakt, korzystaliśmy tylko z jednej lodziarni (ulica Oławska przy Galerii Dominikańskiej) więc nie wiem czy to standard, ale dwie gałki (po 2 PLN więc niedrogie) miały już naprawdę konkretną masę i były jak 3-4 w Gdańsku. Byliśmy pod wrażeniem. Do tego bardzo smakowite.
  • PKP robi postępy - dworzec śmierdział mniej niż w zeszłym roku, choć w piątek po południu kolejki po bilety koszmarne
  • dużo hosteli blisko rynku, a naprawdę warto mieć do niego niedaleko, jest śliczny
  • paskudny postkomunistyczny budynek na styku placu Solnego i rynku to przedwojenny supernowoczesny budynek banku - lektury popłacają (tak, dowiedziałem się tego z "Breslau Forever")
  • bardzo klimatyczne krasnoludki tu i ówdzie, są nawet przewodniki po nich, myślę że szukanie ich to może być świetna zabawa dla dzieci, zresztą są dla nich książeczki o tychże krasnoludkach
  • ogród japoński trochę mały, fontanna koło Hali Stulecia podobno wspaniała ale nie było żadnej tablicy z informacją kiedy działa
  • wypożyczalnia rowerów na rynku jest i ceny ma sensowne (8 PLN za pierwszą godzinę i 5 za następne, 100 kaucji) ale gdy chcieliśmy z niej skorzystać to okazało się że nie ma żadnego sprawnego roweru
  • hostel Moon (Krupnicza, wejście od Kazimierza Wielkiego) bardzo miły, nowy i czysty, obsługa życzliwa, trochę gorąco od strony podwórka ale przecież i tak staraliśmy się spędzać czas na zewnątrz. W recepcji można było wypożyczyć PS2 z Tekkenem (więcej gier miało pojawić się później). Trzecie piętro w kamienicy trochę dawało się we znaki.
  • nadal widać w mieście sporo niewykorzystanego potencjału turystycznego.
Niepowtarzalny klimat Wrocławia to zapewne skutek nieustannego utrzymywania kontaktu z całym Wszechświatem.



Wrocław wieczorem. To bardzo ludne i ruchliwe miasto co nie zawsze widać na rynku.



Wrocław duży jest, więc aby go przemierzać należy się właściwie odżywiać. Oto pożywne śniadanie.



Na jednym z mostów (Tumskim) kłódki z imionami. Dziwaczny przesąd jak sądzę.



Statki wycieczkowe. Koła łopatkowe "fałszywe", to znaczy tylko dla ozdoby, nie pełnią funkcji napędu. Wygląda trochę dziwnie (statki wszak dość nowoczesne mają sylwetki) i szczerze mówiąc budzi w mej inżynierskiej duszy trochę mieszane uczucia.



Napotkany w jednym z wrocławskich ogródków wrocławski kot. Ignorował wszelkie próby kiciania i głaskania. Przyszedł, porozglądał się nerwowo, zajrzał tu i tam i poszedł. Pewnie umówił się z kimś kto nie przyszedł.



Aula Leopoldinum. Warto odżałować te parę złotych żeby ją zobaczyć. Robi wrażenie.



Widok z wieży (matematycznej?) też ładny.





Jeden ze wzmiankowanych krasnali. Nietrudno się domyślić że znaleźliśmy go przy ulicy Więziennej.





Trzy krasnale na rynku.



Widoczek.



Po drodze do Hali Stulecia (najpierw bulwarem Dunikowskiego a potem wybrzeżem Wyspiańskiego) wypatrzyłem kilka muzealnych jednostek. Wyglądały interesująco ale zabrakło czasu.



Śluza Szczytniki zdecydowanie warta jest zobaczenia. Statki pływają dość często wiec nie trzeba długo czekać żeby zobaczyć ją w akcji. Obsługa miła ale uprzedza że teren nie jest udostępniony do zwiedzania - nie uprzedza o tym żadna tabliczka. Do tego po drugiej stronie śluzy teren policyjny, też bez oznakowania. Poważne niedopatrzenie - jak dla mnie to bardzo duża atrakcja.



Karp w ogrodzie japońskim. Wolałem nie zbliżać się do wody.



Dywizjon kaczek w szyku torowym.



Poczta w narożniku rynku znakomicie zamaskowana - póki nie wskazał jej tubylec nie byliśmy w stanie jej znaleźć.



Ostatnie wrażenie - oprócz kilku naprawdę wypasionych samochodów na placu Solnym ujrzałem takie dziwo:



Nie wiem kiedy wrócę do Wrocławia ale jeszcze bym sobie po nim połaził. Nie znudził mi się jak trochę przereklamowany Kraków.

Nie lubię pedałów

Bo jeden mi się wczoraj ukręcił. :-)

I na dokładkę moje ulubione przekleństwo cyklisty: "Bezpieczna nie mniejsza niż metr". Od dawna co prawda go nie używam bo przestałem jeździć ulicami. "Life expectancy" od razu wzrosło.

6 sie 2009

Wrocławskie wrażenia (Breslau Forever)

Tak! Dostałem od TŻ "Breslau Forever" Ziemiańskiego i czytam sobie - siedząc we wrocławskim hostelu. Ale jazda! Trzy godziny temu byłem w Hali Stulecia, a tu siedzę sobie i czytam jak Kuger i Grunewald zamawiają w niej pączki z wiśniami i inne pyszności i patrzą na fontanę ktorą ja te trzy godziny temu też na własne oczy widziałem! Wypas, polecam każdemu, wolne miejsca w hostelach na pewno są, książka jest w Empiku na rynku a hala co prawda w remoncie ale wciąż stoi. Jeszcze zdążycie!

5 sie 2009

Wrocławskie spostrzeżenia

Po pierwsze mają tu mało zielonego. Znaczy tego na słupach. To jest chodzi mi o to że zielone światło na przejściach dla pieszych świeci się jakoś tak krótko, rzadko starcza na przejście przez ulicę. Muszą tu mieć nader żwawych staruszków.

Po drugie bardzo dużo młodych ludzi na ulicach.

Ciekawe czy jedno nie łączy się przypadkiem z drugim...

4 sie 2009

Jeśli to sierpień to jestem we Wrocławiu

Dwa to już tradycja? Dla mnie tak. Nie jestem Imperium Brytyjskie żeby mieć tradycje sięgające setek lat. Choć nie zmartwiłbym się gdybym miał szansę takie stworzyć. :-)

Jak zwykle w sierpniu (to jest tak samo jak w zeszłym roku) wylądowałem we Wrocławiu. Mówię Wam, wypas miasto. Spróbuję opowiedzieć trochę o swoich przygodach.

Najpierw podróż. Może byłaby miła opowieść ale korzystaliśmy (ja i ) z usług PKP, nie żeby był to jakiś wielki błąd ale pewien niesmak pozostał. Bo chciałem umieścić pierwszy wpis z dopiskiem to to tak ho ho, supernowocześnie i w ogóle, z jadącego pociąga se bloguje, a co! No i zonk, notebook ma bateryjkę dobrą ale krótką a prąda ni ma. Ni ma i już, w całem pocięglu. Wagon mielim super-duper, lotnicze fotele i jeden wielki przedział zamiast wielu małych, nie ściemniam, naprawdę super, bo pod fotele owe mieszczę dość swobodnie swe długaśne pseudopodia co zaletą wielką jest i basta. Nawet co gdzieś drugi rząd przy fotelach owych gniazdka oznaczone "230" znaleźć można, jednak oznaczenie to nijak nie oznacza napięcia w nich to wynosi bowiem okrąglutkie zero, chodzi może więc o liczbę lat jakie muszą upłynąć aby firma ta zrobiła wreszcie coś od początku do końca z sensem? Albowiem lampki do czytania tak samo nie działały, może prąd to za skomplikowana sprawa dla przeciętnego pasażera. Po cholerę tylko te gniazdka? Może dla obsługi? Na pewno mają ubaw, "he he, stary, to już szesnasty w tym tygodniu, myślał że prąd darmo dostanie, he he". Może za dużo kosztowało, chociaż jako żywo trudno mi sobie wyobrazić zabranie do pociągu urządzenia zużywającego istotne ilości energii. Betonu przeca w podróży mieszał nie będę, co nie? No nic, życie. Jakoś do tego Wrocka śmy się dotelepali i pięknie jest, nieskromnie bardzo jest albowiem nie po to cały rok haruję żeby potem na urlopie oszczędzać. O.