Zakończyłem jeden z najtrudniejszych tegorocznych projektów: domycie garnka oblanego olejem i postawionego na ogniu. TŻ frytki lubi ale konsekwencje tej miłości bywają trudne. Po dłuższym czasie odpuścić musiałem środki typowo kuchenne ponieważ nie sprawdzały się zupełnie. W akcie desperacji zacząłem testować wszystkie możliwe chemikalia jakie tylko wpadły mi w rękę. Po pół godzinie kości dłoni były już śnieżnobiałe a na garnku dalej widniały wstrętne, żółte, tłuste plamy! W końcu okazało się że co prawda płyn do sedesów, mimo groźnych ostrzeżń i składu jak krew Obcego, nie daje rady, jednak przy odrobinie wysiłku sukces można osiągnąć stosując najzwyklejszy proszek do prania. Uffff....
Update: poprawiam się: to nie było od frytek ale pączków. Garnek pobrudzony olejem od zewnątrz i postawiony na gazie zmienia się nie do poznania. Gdyby to było od środka to luzik, czasem sam tak brudzę żeby mieć coś do umycia jak mi się nudzi. ;-)