9 sie 2009

Lubię Wrocław

Tym razem miałem ze sobą aparat. Właściwie poprzednio też miałem, FEDa, i film skończyłem dopiero przy drugiej wizycie. :-) Ale jeszcze nie jest wywołany. Na razie więc tylko produkty bezdusznej cyfrowej technologii.

Kilka słów o Wrocławiu dla początkujących. Przede wszystkim: jest tam zachowany w prawie oryginalnej postaci wielki kawał miasta prawie bez zmian od czasów przedwojennych. A w każdym razie ze zmianami minimalnymi. A w każdym razie tak to wygląda bo tak dokładnie to nie sprawdzałem. :) Jest tego gdzieś dwa na trzy kilometry przynajmniej. Bardzo duża i świetnie zachowana starówka. Mnóstwo mostów (jeśli dobrze pamiętam to ponad 120 zarejestrowanych). Mnóstwo rzeki. A nad tą rzeką deptaki i ścieżki. Fosa dookoła starówki. Dużo zieleni. W sumie miasto w sam raz dla turysty, a i mieszkańcy pewnie czują się nieźle.

Garść przypadkowych uwag:
  • ceny jedzenia do przyjęcia, może nawet gdzieniegdzie niewysokie, nie ma problemu z ofertą na każdą kieszeń, oczywiście drogich lokali też sporo
  • olbrzymie gałki lodów, fakt, korzystaliśmy tylko z jednej lodziarni (ulica Oławska przy Galerii Dominikańskiej) więc nie wiem czy to standard, ale dwie gałki (po 2 PLN więc niedrogie) miały już naprawdę konkretną masę i były jak 3-4 w Gdańsku. Byliśmy pod wrażeniem. Do tego bardzo smakowite.
  • PKP robi postępy - dworzec śmierdział mniej niż w zeszłym roku, choć w piątek po południu kolejki po bilety koszmarne
  • dużo hosteli blisko rynku, a naprawdę warto mieć do niego niedaleko, jest śliczny
  • paskudny postkomunistyczny budynek na styku placu Solnego i rynku to przedwojenny supernowoczesny budynek banku - lektury popłacają (tak, dowiedziałem się tego z "Breslau Forever")
  • bardzo klimatyczne krasnoludki tu i ówdzie, są nawet przewodniki po nich, myślę że szukanie ich to może być świetna zabawa dla dzieci, zresztą są dla nich książeczki o tychże krasnoludkach
  • ogród japoński trochę mały, fontanna koło Hali Stulecia podobno wspaniała ale nie było żadnej tablicy z informacją kiedy działa
  • wypożyczalnia rowerów na rynku jest i ceny ma sensowne (8 PLN za pierwszą godzinę i 5 za następne, 100 kaucji) ale gdy chcieliśmy z niej skorzystać to okazało się że nie ma żadnego sprawnego roweru
  • hostel Moon (Krupnicza, wejście od Kazimierza Wielkiego) bardzo miły, nowy i czysty, obsługa życzliwa, trochę gorąco od strony podwórka ale przecież i tak staraliśmy się spędzać czas na zewnątrz. W recepcji można było wypożyczyć PS2 z Tekkenem (więcej gier miało pojawić się później). Trzecie piętro w kamienicy trochę dawało się we znaki.
  • nadal widać w mieście sporo niewykorzystanego potencjału turystycznego.
Niepowtarzalny klimat Wrocławia to zapewne skutek nieustannego utrzymywania kontaktu z całym Wszechświatem.



Wrocław wieczorem. To bardzo ludne i ruchliwe miasto co nie zawsze widać na rynku.



Wrocław duży jest, więc aby go przemierzać należy się właściwie odżywiać. Oto pożywne śniadanie.



Na jednym z mostów (Tumskim) kłódki z imionami. Dziwaczny przesąd jak sądzę.



Statki wycieczkowe. Koła łopatkowe "fałszywe", to znaczy tylko dla ozdoby, nie pełnią funkcji napędu. Wygląda trochę dziwnie (statki wszak dość nowoczesne mają sylwetki) i szczerze mówiąc budzi w mej inżynierskiej duszy trochę mieszane uczucia.



Napotkany w jednym z wrocławskich ogródków wrocławski kot. Ignorował wszelkie próby kiciania i głaskania. Przyszedł, porozglądał się nerwowo, zajrzał tu i tam i poszedł. Pewnie umówił się z kimś kto nie przyszedł.



Aula Leopoldinum. Warto odżałować te parę złotych żeby ją zobaczyć. Robi wrażenie.



Widok z wieży (matematycznej?) też ładny.





Jeden ze wzmiankowanych krasnali. Nietrudno się domyślić że znaleźliśmy go przy ulicy Więziennej.





Trzy krasnale na rynku.



Widoczek.



Po drodze do Hali Stulecia (najpierw bulwarem Dunikowskiego a potem wybrzeżem Wyspiańskiego) wypatrzyłem kilka muzealnych jednostek. Wyglądały interesująco ale zabrakło czasu.



Śluza Szczytniki zdecydowanie warta jest zobaczenia. Statki pływają dość często wiec nie trzeba długo czekać żeby zobaczyć ją w akcji. Obsługa miła ale uprzedza że teren nie jest udostępniony do zwiedzania - nie uprzedza o tym żadna tabliczka. Do tego po drugiej stronie śluzy teren policyjny, też bez oznakowania. Poważne niedopatrzenie - jak dla mnie to bardzo duża atrakcja.



Karp w ogrodzie japońskim. Wolałem nie zbliżać się do wody.



Dywizjon kaczek w szyku torowym.



Poczta w narożniku rynku znakomicie zamaskowana - póki nie wskazał jej tubylec nie byliśmy w stanie jej znaleźć.



Ostatnie wrażenie - oprócz kilku naprawdę wypasionych samochodów na placu Solnym ujrzałem takie dziwo:



Nie wiem kiedy wrócę do Wrocławia ale jeszcze bym sobie po nim połaził. Nie znudził mi się jak trochę przereklamowany Kraków.

Nie lubię pedałów

Bo jeden mi się wczoraj ukręcił. :-)

I na dokładkę moje ulubione przekleństwo cyklisty: "Bezpieczna nie mniejsza niż metr". Od dawna co prawda go nie używam bo przestałem jeździć ulicami. "Life expectancy" od razu wzrosło.