31 maj 2009

Zapiekanka dla opornych

Widzę że jedzenie zjechało na piątą pozycję w rankingu tematów co pozostawia całkowicie błędne wrażenie co do życiowych priorytetów mojej osoby. W ramach podreperowywania wizerunku prezentuję wiosenną zapiekankę w kilku prostych krokach - zawsze przecież oglądałem Słodowego, czas spłacić dług!

Po pierwsze zgromadzić trzeba składniki, a mianowicie:
  • ziemniaki (najlepiej młode, ostatecznie zwykłe ale myte) - jakiś kilogram
  • pory - tu dwa średnie ale lepsze trzy
  • parówki - tutaj dwanaście cienkich czyli 0,7 kg, ostatecznie wziąłem 10 ale to jednak ciut dużo
  • żółty ser (jakieś dwadzieścia deko)
  • składniki na sos i przyprawy czyli mąka, mleko, pieprz, tymianek i rozmaryn.
Sól jest całkowicie zbędna ponieważ pory są słone z natury a w parówkach i serze też jest jej sporo.


Proporcje podaję niechętnie albowiem gotowanie jest dziedziną sztuki (mówi się "sztuka kulinarna", nieprawdaż? - nie wiem tylko która to muza za nią odpowiada), a przecież Von Gogh nie podwał jaka ma być proporcja niebieskiego do czerwonego na przykład, nie?

Ziemniaki po umyciu wstawiamy (nie obierając), gdy się gotują można pokroić składniki.



Sos jest zwykły beszamelowy, co dla mnie oznacza w tym przypadku:
  • kilka łyżek mąki przypróżonej w rondelku aż zrobi się lekko brązowa
  • solidny kawałek masła rozpuszczony w tej mące
  • rozprowadzenie powstałej masy mlekiem w ilości prawie litra
  • doprawienie solidną porcją pieprzu
  • zaklęcie pod nosem i dodanie jeszcze paru łyżek mąki bo sos jest za rzadki
  • cierpliwe rozgniatanie grudek które nieuchronnie powstają po wsypaniu mąki do sosu
  • odstawienie całości na bok aby trochę ostygła przed użyciem.
Ugotowane ziemniaki odlewamy i zalewamy zimną wodą. Też je kroimy. W naczyniu żaroodpornym układamy kolejno warstwy:
  • ziemniaków
  • porów
  • parówek.


Każda warstwa parówek jest polewana sosem i posypywana tymiankiem i rozmarynem. Mi wychodzą trzy razy po trzy warstwy. Na wierzch żółty ser. Nie jest obowiązkowy ale zapiekanki dużo mniej wysychają gdy jest obecny.



Zapiekać należy w średniej temperaturze i w miarę długo, tak aby zdążyły zmięknąć pory a smaki ładnie się poprzenikały. Tak wygląda rezultat obróbki cieplnej:





A tak tuż przed załadunkiem do otworu gębowego:



Dalsze etapy drogi życiowej tej smakowitej zapiekanki pozwolę sobie pominąć. Smacznego!

30 maj 2009

Koniec tygodnia

Właśnie się kapnąłem że:
  • pominąłem uroczyste czytanie basha z okazji końca tygodnia
  • dotąd nie napisałem o nim na blogu!
No więc bash (org.pl) wraz ze swoim wspólnikiem kretynem (com) to serwis zbierający perełki spontanicznej twórczości czatowo-komunikatorowej. W piątek po południu obowiązkowo siadam sobie w pracy na chwilkę i robię przerwę na zapoznanie się z porcją śmiesznostek które wpłynęły przez ostatni tydzień - "latest" na bashu i "najnowsze" na kretynie. To robi dobrze na humorek, nastawia pozytywnie do przejawów życia na tej planecie, dotlenia, masuje przeponę, podnosi poziom endorfin nie niszcząc wątroby, ogólnie luz blues w niebie same dziury, kaloryfer parzy i pięknie jest, gdy skromnie bardzo... a przepraszam to nie ta bajka.

Humor nie zawsze cenzuralny czy wysokich lotów ale bardzo prawdziwy i szczery. Aha, przeczytanie całości obu archiwów to jakieś dwa tygodnie. Tak, sprawdziłem. Do tego ciekawe spostrzeżenie: nie wiem co się dzieje w mózgu przy czytaniu takich śmiesznostek, ale tak po pół godzinie człowiek śmieje się:
  • non stop
  • ze wszystkich wpisów.

Don't try this at job. Chyba że jak ja możesz się schować za monitorem. :-)

Takie dwa żółte

Dawno, bardzo dawno, chyba ponad pięć lat nie byłem w Mak.. czy jakoś tak, tej szybkojadłodajni oznaczonej znanym symbolem (Freedom Archs*) . Dziś mi się przytrafiło - oczywiście był to jedyny znajomy widok w obcym mieście, a do tego mają czynne od bardzo rano co nie takie częste niestety. No i pewnie znów potrwa trochę zanim do nich zawitam.

Weżmy taką kanapkę cośtam z jakiem czy plus jajko. Zresztą nie jajko tylko omlet. Wyglądało to tak:
  • sos miał jakiś smak (słaby ale wyraźny, nawet niezły)
  • omlet miał jakiś smak (bardzo wyraźny).
Za to:
  • pomidor
  • sałata
  • bułka
  • kotlet
  • ser.
obyły się bez tego opcjonalnego najwyraźniej dodatku (no dobra, kotlet i pomidor miały smak prawie wyczuwalny, ale na granicy błędu pomiarowego). Nie jestem pewien obecności sera, co jeśli był chyba samo w sobie nieźle o nim świadczy. No i sam fakt że wątpliwość dopuszczam świadczy o moim postrzeganiu ich oferty. :-)

Znaczy jest dobrze czyli bez zmian w stosunku do tego co pamiętam.

Cola była z wodą (zamrożoną ale i tak barbarzyński zwyczaj) a szejka jak zawsze wciągałem namiętnie przez zaciskającą się słomkę mając nadzieję że jednak tym razem jego smak poczuję nieco chociaż wyraźniej, ale gdzie tam, on jest jak horyzont... Frytki są solone standardowo, o niesolone trzeba prosić. Przy czym te solone są tak ze trzy razy przesolone (moim okiem obecnie niesolącego ale pamiętającego jak to drzewiej bywało).

W sumie w życiu byłem w tym szacownym przybytku kilka raptem razy, ale za każdym razem smak wychodząc czułem ten sam. Poza jednym przypadkiem wyjątkowo obrzydliwego czegoś z ryby (podobno z ryby ale jakoś w to nie wierzę).

Konkluzja? Są dobrze zorganizowani, dobrze rozpoznawalni, trzymają pewien standard usług - świat byłby lepszy gdyby robili jednak trochę lepsze jedzenie.

[*] jeśli nie czytałeś/czytałaś 1632 to nie masz pojęcia jak bardzo to jest ŚMIESZNE, ale co ja na to mogę poradzić?

Co na to ONZ?

Od dawna twierdzę, że zmuszanie ludzi do wstawania przed dziewiątą powinno zakazane przez Konwencję Genewską i ścigane jak zbrodnie ludobójstwa.

A ONZ sobie na to bimba, ot co.

28 maj 2009

Oszczędności

Jakoś ostatnio przypomnieli mi się znów nieszczęśni górnicy i ich wymagania co do emerytur. Próbuję sobie to jeszcze raz poukładać albo może podejść nieco inaczej. O ile dobrze się orientuję rozumowanie stojące za tym jest mniej więcej takie:
  • praca górnika jest bardzo ciężka, tak ciężka że niszczy zdrowie
  • za to należy się wyższa emerytura niż wypracowana.
Chodzi mi o ten pierwszy punkt: dlaczego właściwie godzimy się na istnienie zawodów których wykonywanie niszczy zdrowie? Może lepiej tak ustawić wymagania BHP żeby zdrowie nie było zagrożone? I wypłacać realnie wypracowaną emeryturę? Że węgiel podrożeje? A ludzie to mają tracić zdrowie i to jest w porządku? Może niech będzie droższy, może i tak wyjdzie taniej niż ich leczyć i utrzymywać? Pewnie nikt nie liczył, a warto.

Powyższe dotyczy innych podobnych zawodów jak na przykład służby mundurowe. Taki policjant podobno jest tak okropnie obciążony że po stosunkowo krótkim czasie do pracy się nie nadaje. Hm, to może odciążyć go? Dać wsparcie psychologa na bieżąco? Drogo? Cóż... A może jednak taniej? Też nie wiem a bardzo jestem ciekaw.

27 maj 2009

Madżestik

Na blogu WO przeurocza notka zaczynająca się tak: "W Majestic 12, tajnej służbie zajmującej się ukrywaniem działalności UFO, najbardziej się baliśmy prawicowych publicystów. Co do tak zwanego salonu sprawa była prosta - sprzedajne i zdradzieckie elity łatwo skłonić do milczenia. Kojarzycie jakiś tekst Michnika albo Miłosza o UFO? No właśnie." A dalej jest jeszcze lepiej!

26 maj 2009

Śnieżka

Wyczytałem w niedawnej GW ogłoszenie o sprzedaży zasobów Śnieżki z powodu upadłości. Szkoda, choroba, naprawdę szkoda. Bardzo lubiłem ich lody i właściwie innych nie kupowałem (co ciekawe uparcie nazywałem je Calypso - wie ktoś dlaczego?), znika kolejny fragment dzieciństwa.

Przy okazji - ktoś wie gdzie można kupić gwiazdki pomarańczowe?

Raport

Musiałem koło południa podjechać do centrum. Wygląda to tak:
  • słoneczko świeci, temperatura w sam raz na krótki rękaw ale nie ma wykańczającego upału jak latem
  • lekki wietrzyk zapewnia wymianę powietrza
  • ogródki kawiarniane powystawiane ale ponieważ sezon się jeszcze nie zaczął to stoją puste
  • stoją puste bo ludzi ogólnie mało, na ulicach też
  • Katownia stoi jak stała, dla niezorientowanych jej obecne funkcje nie całkiem przystają do nazwy (choć dzieci zabierane tam na przymusowe wycieczki mogą się ze mną do końca nie zgodzić).
Krótko mówiąc trudno o lepszy okres na wizytę w Gdańsku!

Jak dopadnę kabelka mini USB to zademonstruję zdjęcie zrobione komórką.

Aktualizacja: proszę, jest!



Update: czy zdjęcia z komórek muszą być takie parszywe? Ja wiem że matryca maleńka, "obiektyw" to kawałek plastiku a moce obliczeniowe mikroskopijne. Ale czy to naprawdę musi wyglądać jak kupa? Potworne szumy a do tego zamiast detali zamazane rozmazane plamy. Błe.

Skojarzenia

Musiałem wczoraj zajrzeć do szpitala. Domyślam się dlaczego na totalny rozgardiasz mówi się "Sajgon", jednak to co zobaczyłem przypominało raczej lądowanie w Normandii - najbardziej zaś plażę Omaha. Może to ze względu na recepcjonistki z trudem odpierające natarcie pacjentów?

Poza tym - w takim szpitalu jest mnóstwo, po prostu cała masa chorych ludzi! Więc przychodzenie tam po zdrowie wydaje się jakimś nieporozumieniem - mam wrażenie że dużo łatwiej złapać nową chorobę niż pozbyć się starej. Jednak jakoś to działa więc musiałem coś przegapić. :-)

21 maj 2009

Strażnicy (Watchmen) - dobra i zła wiadomość

Zła to taka, że wyjdą na płytach dopiero w lipcu (dwudziestego pierwszego) a nie jak sądziłem w maju. Dobra to taka, że nie muszę się martwić że jak kupię BD to nie odtworzę bez odtwarzacza BD - po prostu w zestawie jest "cyfrowa kopia", czyli mówiąc po ludzku można ściągnąć plik w formacie odtwarzalnym na komputerze albo odtwarzaczu przenośnym. Co prawda wiadomość dobra nie jest tak dobra jak by mogła być - zabezpieczenia DRM (błe - paskudztwo) pozwolą na odtwarzanie na tylko jednym komputerze a rozdzielczości nie znam ale nie spodziewam się żeby była duża. Wygląda na to że aby naprawdę porządnie obejrzeć i tak będę musiał poszukać odtwarzacza. No trudno. I tak planowałem.

Update: ale przecież mogę kupić BD i ściągnąć piracką wersję w HD czując się przy tym całkiem moralnie!

20 maj 2009

Demotywatory

Siedzę chory w pracy i zamiast pracować śmieję się (z cicha i ukradkiem) z demotywatorów. O rany. Zdaje się że skończę je oglądać najdalej jutro.

18 maj 2009

Wykałaczki

Wykałaczki się nam wczoraj skończyły w podręcznym zapasie. Wykałaczki jak wykałaczki, zwyczajny kawałeczek drewienka do dłubania w szczelinach między zębami. Wychodzi taniej niż aparat na zęby który by ewentualnie te koszta zlikwidował ale nie chcę się tu wdawać w dywagacje na temat stopy zwrotu inwestycji zmniejszającej koszta eksploatacyjne. :-) W każdym razie zapas podręczny trzeba było uzupełnić - sięgnąłem więc po zapas. No i na opakowaniu wypatrzyłem klasyczne Made in China. Ja rozumiem że odtwarzacze i komputery, i ubrania też, ale wykałaczki?! To już nie jesteśmy w stanie kawałeczka drewienka wyprodukować w sensownej cenie? Przecież transport z Chin kosztuje dość konkretnie, to ile razy taniej je tam robią? Nie pojmuję.

15 maj 2009

Zagrożenie

Pojeździłem dziś sobie trochę po mieście. Mieszkanie w większym mieście jest trochę zdradliwe - niby nic ale ze 20 kilometrów zrobiłem, a miałem tylko części odebrać. Zawsze mi się wydawało że to na wsi jest wszędzie daleko!

Ale do rzeczy - już od dawna tak myślę ale dopiero ostatnio sobie to uświadomiłem: największym zagrożeniem na drodze nie są dla mnie fatalne drogi. Ani kiepska widoczność. Ani nawet fatalne warunki atmosferyczne - a potrafią jazdę naprawdę okrutnie utrudnić. Największym zagrożeniem na drodze są dla mnie inni kierowcy. Nie jeżdżę dużo, ale średnio więcej niż raz dziennie ktoś wymusza na mnie pierwszeństwo. Naprawdę nie da się inaczej?

12 maj 2009

Lektury

One Day on Mars takie sobie. Akcja dla młodzieży. Szkoda, mogło być coś lepszego. Ale i tak coś wyniosłem z tej lektury.

Zauważyłem mianowicie że wiele z zaliczonych przeze mnie lektur zahaczających o temat militariów pokazuje amerykańską armię i amerykańskich żołnierzy w bardzo pozytywny sposób. Myślę sobie że jest to bardzo korzystne w państwie dla którego armia jest bardzo ważna. Co ciekawe - te "działania propagandowe" wydają się być całkowicie spontaniczne i oddolne. A także nienachalne - to się naprawdę dobrze czyta. Obraz nie jest podejrzanie cudowny, zawsze są na nim skazy - niekompetentni dowódcy, tchórzliwi żołnierze, bandyci w mundurach. Jednak są to zawsze piętnowane, nawet jeśli uważane za nieuniknione aberracje. Czapki z głów - kawał porządnej roboty. Widać, że oni naprawdę szanują swoje wojsko. I bardzo dobrze. W końcu z punktu widzenia polityki państwa żołnierze wykonują bardzo istotne zadania. Im lepszą mają opinię, im wyższy etos - tym lepiej będą się do tych zadań przykładać.

Tak zwana ekologia

Tytuł lekko agresywny, wyjaśnię więc może na początek że nie jestem przeciwnikiem ekologii, ekologów, działań proekologicznych i tak dalej. Planetę którą zamieszkujemy postrzegam jako statek kosmiczny, którego funkcjonowanie nie jest do końca rozpoznane - a instrukcji obsługi nie mamy. Więc zakłócanie funkcjonowania jego systemów, na przykład poprzez wpuszczanie mas różnych gazów do atmosfery albo likwidowanie losowo wybranych gatunków, może być działaniem samobójczym - jeśli coś za bardzo zepsujemy nie mamy się na co przesiąść. Dodatkowo pamiętać trzeba o tym że o ile życie jako takie funkcjonować może w bardzo szerokim zakresie warunków o tyle nasza cywilizacja nie jest przygotowana na, powiedzmy, wzrost temperatury o 5 stopni - problemy stworzone przez takie zdarzenie byłyby wręcz katastrofalnie kosztowne do rozwiązania.

Jednakże mądre spostrzeżenie i dobre intencje nie zwalniają z myślenia. Chodzi mi tu o przesławny "podatek ekologiczny". Już sobie daruję wskazywanie że on nie zachęca do zakupu nowych samochodów (nie stają się dostępniejsze) tylko zniechęca do kupowania starych - to nie jest to samo! Po prostu jest to podatek dla producentów samochodów i tyle - dlatego dałem cudzysłów. A podatek ekologiczny jak najbardziej istnieje i to od dawna, nazywa się "akcyza". I jest proporcjonalny do zużycia paliwa - a zatem do ilości generowanego przez pojazd dwutlenku węgla. Ciekawe że jakoś się go pomija w rozważaniach.

Ale do rzeczy. Tak się składa że reguła TANTAASFL obowiązuje bezlitośnie. Można zamiast jeździć samochodem 20 lat po dziesięciu zmienić go na nowy, mniej szkodliwy dla środowiska. Tylko że samochody nie rosną na drzewach, nie spadają w meteorach, morze nie wyrzuca ich na brzeg. Trzeba je wyprodukować zużywając przy tym na przykład dość monstrualne ilości wody. Przetransportować rudę, blachy, gotowy produkt. Zutylizować pojazd złomowany. To wszystko są koszta - koszta dla środowiska. I nie mamy pojęcia czy saldo jest korzystne.

Ale podatek pomysłodawcy nadal uparcie nazywają "ekologicznym" - choć nie wiadomo czy takim faktycznie jest. Ech.

8 maj 2009

Ciekawostki kinematograficzne

Poprzedni wpis (o jubileuszu Krosnego) przypomniał mi stary kawałek Village People pod tytułem YMCA - jeden numer był na nim oparty. Każdy to zna więc linka do Youtube mógłbym sobie darować, ale to tak dobry kawałek że każda okazja na odświeżenie pamięci jest dobra - a zatem link.

A dlaczego ciekawostki kinematograficzne? Bo tenże kawałek przypomniał mi z kolei znakomitą komedię "O czym marzą faceci". Nie "kobiety" - "faceci". Nie tę pretensjonalną kichę niskich lotów (nie, nie widziałem, ale po prostu wiem) ale niemal genialną komedię z Tyler, Goodmanem, Douglasem i Dillonem. O tę konkretnie.

Kto nie widział niech obejrzy. Kto nie obejrzy - umrze uboższy. I smutniejszy.

Krosny

Obejrzałem sobie jubileuszowy program z Krosnym, dla Krosnego, o Krosnym - jak zwał tak zwał, w każdym razie fajne to było [*]. Oczywiście dopiero pod koniec programu się zorientowałem że jedna z osób to on. Przecież nie mógł grać żadnej mówiącej postaci prawda? Ani nosić marynarki, prawda? Świetnie się, skubaniec, zamaskował.

Ale na koniec, co mnie po prostu wywaliło z kapci... Nie, nie uwierzycie. Ja też nie mogłem uwierzyć.

No on po prostu wziął i zaśpiewał! Samodzielnie skomponowaną piosenkę! Uważacie: Krosny ŚPIEWA. Akompaniuje mu, w końcu to kabaretowy program, Grupa MoCarta. Jasne. A żeby było do kwadratu ironicznie - piosenka jest SERIO. No po prostu nie zdzierżyłem. Czy może być coś BARDZIEJ kabaretowego?

[*] wiem, program był w niedzielę albo i dawniej - ale od czego MCE, nie?

7 maj 2009

Start Trek

Byłem dziś na nowym Star Teku. Nie powala na kolana ale rozrywka naprawdę przyzwoita. Spodoba się chłopcu w każdym wieku. Podobało mi się wiele momentów zabawnych - choć nie komediowych, bez przesady, to nie ten gatunek. Nie podobało mi się że momentami muzyka była taka gwiezdnowojnowa - ale to były pojedyncze takty, można wybaczyć. Tłumaczenie niestety kiepskie.

Moje refleksje: tego co Kirk zrobił na początku z czymś czerwonym to mu nie daruję - barbarzyńca! No i muszę się nauczyć mówić po angielsku z rosyjskim akcentem. :-)

Nie jest to dzieło wybitne, gdzie mu tam do Strażników, ale jak ktoś ma ochotę na kawałek solidnej rozrywki to polecam serdecznie, nie zawiedzie się.

Porażka

Jaskieniowiec wspominał niedawno o kolekcji wspaniałych zdjęć których nie zrobił. Ja miałem dziś sfotografować pięknego schaboszczaka z ziemniaczkami i kapustą, ale nie zdążyłem sięgnąć po aparat. A taki był rumiany, pachnący i chrupiący!

"Paaanie, to był moment!" :-)

Sukces

Oddałem wczoraj noże do naostrzenia. Dziś je odebrałem i muszę przyznać - gość zna się na robocie. Przy próbie umycia zarżnąłem się gdy tylko pierwszego wziąłem do ręki.

Ze względu na umiejscowienie skaleczenia mogę potwierdzić że nasza przewaga nad innymi naczelnymi - czyli przeciwstawny kciuk - jest naprawdę przewagą olbrzymią. Brak kciuka to prawdziwe kalectwo.

Jak to prozaiczne domowe czynności mogą doprowadzić do głębokich przemyśleń.

6 maj 2009

Uffff...

Zakończyłem jeden z najtrudniejszych tegorocznych projektów: domycie garnka oblanego olejem i postawionego na ogniu. TŻ frytki lubi ale konsekwencje tej miłości bywają trudne. Po dłuższym czasie odpuścić musiałem środki typowo kuchenne ponieważ nie sprawdzały się zupełnie. W akcie desperacji zacząłem testować wszystkie możliwe chemikalia jakie tylko wpadły mi w rękę. Po pół godzinie kości dłoni były już śnieżnobiałe a na garnku dalej widniały wstrętne, żółte, tłuste plamy! W końcu okazało się że co prawda płyn do sedesów, mimo groźnych ostrzeżń i składu jak krew Obcego, nie daje rady, jednak przy odrobinie wysiłku sukces można osiągnąć stosując najzwyklejszy proszek do prania. Uffff....

Update: poprawiam się: to nie było od frytek ale pączków. Garnek pobrudzony olejem od zewnątrz i postawiony na gazie zmienia się nie do poznania. Gdyby to było od środka to luzik, czasem sam tak brudzę żeby mieć coś do umycia jak mi się nudzi. ;-)

Muzyka dawna

W dzisiejszej Polityce felieton Jacka Dehnela "Jak zorganizować festiwal muzyki naprawdę dawnej". No i moje skojarzenie - przecież on pisze o muzyce która ma raptem dwieście czy trzysta lat, czasem nawet mniej?

To ma być muzyka dawna? Przecież to jakiś śmiech na sali! Dawna to by była, ja wiem, z czasów rzymskich albo greckich, może egipska pierwszych dynastii, tych jeszcze przed piramidami. A gdzie epoka brązu? Neolit? Wszystko do kosza? Barbarzyńcy, ot co, tacy sami jak ci co poza przebój poprzedniego lata nie wychodzą, tyle że skala trochę inna. Ech.

5 maj 2009

Lektury

Widzę, że Tide of Victory zajęło mi niewiele, bo skoro zacząłem wtedy a skończyłem przedwczoraj to poszło mi naprawdę nieźle.

Jednakże sukces ten stworzył kolejny, poważny problem: co dalej?

Mogę się wpakować w Honorversum ale to jest poteżny zestaw kobył plus spinoffy plus fanfiki plus sam pewnie jeszcze nie wiem co. O, chyba nawet gry są. W każdym razie - lepiej nie ryzykować.

Jednakże nałóg jest bezlitosny - kto mól książkowy ten wie. Bez dawki liter organizm wariuje. W poczekalniach potrawię czytać Vivę, Fakt i Gazetę Polską (ją w zasadzie spokojnie można zaliczyć do SF tyle że raczej niskich lotów, takie raporty z mało ciekawej rzeczywistości alternatywnej) a jak naprawdę nic nie ma to etykiety od czegokolwiek czy (jeśli u lekarza) plakaty dydaktyczne - o ile oczywiście czegoś planowo ze sobą nie przytargałem. Straszny nałóg. Wracając do tematu: co dalej? Na razie wrzuciłem na ruszt One Day on Mars Taylora, ale przecież to na długo nie starczy...

Nie oglądam telewizji

A może oglądam? Jak to określić? Bo na przykład oglądam Dextera na TVN - ale jak go oglądam? Tak, że komputer go nagrywa a ja sobie oglądam kiedy chcę. Ale może od początku...

Niedawno zupełnie Jaskiniowiec narzekał jakie to chały lecą w telewizji. Z konkluzją że telewizora by nie wziął - domyślam się że nie wziąłby bo w telewizji nic nie ma. Tak się w każdym razie powszechnie przyjmuje.

Zasadniczo się z takim twierdzeniem zgadzam pod warunkiem określenia zakresu stosowalności - otóż należy dodać "w godzinach w których przeciętny człowiek może usiąść przed telewizorem". Tak, wtedy to jest prawda. W godzinach od powrotu z pracy do zaśnięcia, czyli powiedzmy między 18 a 22, maksymalnie 23 (z grubsza) faktycznie o ciekawe filmy i seriale niełatwo. Jeśli są to nieliczne, więc każdemu dogodzić trudno. Faktycznie można powiedzieć że prawie nic. Aha, filmu zaczynającego się o 22 nie zaliczam do dostępnych, bo po doliczeniu reklam wychodzi że spać można dopiero po północy, a to jednak dla wielu za późno.

Jednak jakoś tak dziwnie się składa że ja, mając dostęp do pięciu kanałów (TVP1, TVP2, TVN, Polsat i TVP regionalna, która się nie liczy) oglądam tyle, że osobista TŻ narzeka że wciąż siedzę przed telewizorem. Dodam, że jestem bardzo wybredny i oglądam głównie seriale kryminalne (niektóre, bez większości polskich i amerykańskich), co lepszą fantastykę, czasem jakiś horror albo film wojenny.

Ja to możliwe, skoro spać chodzę na ogół koło 23?

Rozwiązanie jest bardzo proste. W informatyce na coś takiego nazywa się bufor - czyli coś co przechowuje dane żeby można było je przetworzyć we własnym tempie niezależnie od tego jak się pojawiają.

U mnie ten bufor nazywa się Microsoft Windows XP Media Center Edition 2005. I pomimo narzekań Jaskiniowca na Windowsy spisuje się naprawdę dobrze. Jak to działa? A tak:
  • w komputerze siedzi sobie karta telewizyjna, w moim przypadku najprostszy Hauppauge MCE150 - nakładka MCE 2005 bardzo ładnie z nią współpracuje
  • do komputera podłączony jest pilot Microsoftu, taki standardowy od MCE
  • MCE 2005 ściąga regularnie program telewizyjny który wygląda na przykład tak:



  • jak nacisnę czerwony guziczek od nagrywania to na pozycji w programie pojawi się czerwone kółeczko i program zostanie nagrany
  • jak nacisnę czerwony guziczek od nagrywania drugi raz to na pozycji w programie pojawi się podwójne czerwone kółeczko i nagrana zostanie cała seria programów - na przykład cały serial
  • koputer nie musi być non stop włączony, może być w trybie wstrzymania, i tak się włączy kiedy trzeba i nagra a potem wyłączy z powrotem
  • lista nagranych programów wygląda tak:



  • można oglądać i jednocześnie nagrywać, można nagrywać a na komputerze robić coś zupełnie innego
  • można zainstalować więcej kart albo takie z dwoma tunerami i nagrywać jednocześnie do czterech programów, mogą być w HD.

Oprócz tego MCE ma wiele innych zastosowań, na przykład pozwala zorganizować bibliotekę nagrań w mp3 i też je odtwarzać pilotem. Albo odtwarzać płyty DVD.

Jaki jest skutek? Ano taki, że mogę obejrzeć dowolny film lecący na moich kilku kanałach i to w dowolnie wybranym terminie. Detektyw Foyle o 10 rano czy Archiwum X o 23 - spoko. Wszystko się ładnie nagrywa a ja sobie oglądam - rano przy śniadaniu i wieczorem po południu. Nagle się okazuje w telewizji leci bardzo dużo ciekawych filmów, ciężko z oglądaniem nadążyć! A mam tylko kilka kanałów!

Dodatkowy bonus - nie mam pojęcia co się teraz reklamuje bo reklam nie oglądam, przewijam je po prostu. Film na Polsacie trwa półtorej godziny a nie dwie i pół. Odcinek serialu 40 minut a nie godzinę. I mogę herbatę zrobić w każdej chwili, nie tylko jak puszczą reklamy. A jak już ją zrobię to nie muszę czekać aż się skończą reklamy. Nie siedzę i nie skaczę po kanałach, zaglądam na listę nagranych programów i stamtąd sobie coś wybieram. Mogę oglądać dziesięć filmów na zmianę i zawsze zaczynają się od miejsca w którym skończyłem.

Dla mnie bomba. Koszt, poza Windowsami (teraz je zastąpiła Vista Home Ultimate) - tylko karta i pilot, razem jakieś 200 PLN. Oczywiście jak wejdzie telewizja cyfrowa będę musiał zmienić kartę, ale co za problem?

Czy są jakieś problemy? Owszem. Programy są nagrywane zgodnie z godzinami w programie, więc jak w ostatniej chwili ukochany prezydent postanowi uszczęśliwić nas swoimi przemyśleniami to mam na ekranie jego zamiast, powiedzmy, Vorenusa. Na szczęście nie zdarza się to często, no i bardzo fajnie bo na niego nie głosowałem i go nie znoszę (brata też ale co to za różnica, jak to jest jeden w dwóch osobach). No i DivXy nie są wspierane, więc jak są odtwarzane to o napisach można zapomnieć. Tylko po co mi DivXy jak mam tyle nagrań?

Bo okazuje się że w telewizji jest mnóstwo! Tylko trzeba do tego odpowiednio podejść. :-)

Tylko powstaje problem: czy ja oglądam telewizję? No tak żebym oglądał to co akurat leci to się nie zdarza, przeszkadza mi brak pauzy. No to nie oglądam. Ale to co nadają czasem oglądam bo przecież nagrywam. No to oglądam telewizję. A może nie? Sam nie wiem. :-)

W każdym razie efekt jest taki, że w telewizji co prawda wciąż nic nie ma, ale ja jakoś nie nadążam z oglądaniem. Ciekawostka, nie?

4 maj 2009

Przygotowanie

Jest takie powiedzonko, odmiana "przezorny zawsze ubezpieczony", zaczyna się od "myjcie się dziewczyny". Ale takiej wersji nie znałem:

Pamiętam też, jak babcia w Taszkiencie powtarzała: "Trzeba zawsze nosić czystą i ładną bieliznę. Bo w życiu różnie bywa: idzie sobie człowiek ulicą, bęc - i wpada pod samochód. Wiozą go do kostnicy, rozbierają i - aj, aj - jaki wstyd!".

Przeczytałem to w wywiadzie z Diną Rubiną zamieszczonym w GW. Swoją drogą cały wywiad godny polecenia.

Raport z Sopotu

Udaliśmy się w niedzielny wieczór do Sopotu. W związku z czym uprzejmie donoszę co następuje:
  • słońce świeci;
  • ludzi jak w sezonie, choć znikają wcześniej - wieczorny chłodek pewnie wygania;
  • najstarszy sopocki kebab nadal działa w nowym miejscu, nadaj sprzedaje kebab w bułce za 8 PLN a sam kebab nadal smakuje jak w latach siedemdziesiątych (tu wspieram się pamięcią pewnego sędziwego sopocianina, który wkrótce przeprowadzi się do Gdańska);
  • działa większość gastronomii, ceny przystępne, wybór smakołyków olbrzymi, ogródki wystawione;
  • parasolnik stoi jak stał, czyli pod parasolem - u niego też bez zmian, to znaczy nadal pada;

  • a molo, choroba, już płatne.
Przy okazji polecam bardzo klimatyczny serial Pełną parą - sześć spokojnych, nastrojowych odcinków, rodzinno-kryminalna akcja toczy się w Sopocie a całość bardzo przyjemnie się ogląda. Uwaga - to nie jest telenowela czy inny chłam, to jest serial o treściach umiarkowanie poważnych ale przy tym naprawdę wysokiej klasy.

3 maj 2009

Śniadanie

Pasta rybna: wędzona makrela, prosto od rybaków sprzedający świeże i wędzone ryby koło baru Przystań w Sopocie. Do tego jajka, kiszony ogórek i trochę pietruszki. Posiekane i uzupełnione majonezem. Kanapka z pysznego razowca z masłem i pastą, na wierzch plaster Boryny.



A na "deser" domowe pączki z lukrem z cukru pudru i cytryny. Do całości oczywiście kawa zbożowa, taka zaparzana, przecedzana, na mleku.



Do tego odcinek Budząc zmarłych i Wyborcza. Jak to nie jest udane śniadanie to sam nie wiem co nim jest!

2 maj 2009

Spacer rowerowy

Tydzień temu TŻ namówiła mnie na spacer do Galerii Bałtyckiej opowiadając że są tam stare rowery. Pamiętałem że rok temu były motocykle, postanowiłem więc sprawdzić. No i faktycznie, były stare rowery i pokazy jazdy na tychże.



Na przejażdżkę mogły też liczyć dzieci:

















Były też rowery nowe, z których najciekawszy był ten:



Był też symulator:



A wracając ze spaceru spotkałem fotografa przy pracy:


Sos włoski

Tak go nazywam bo kuchnią włoską się inspirowałem, ale pomysł jest całkowicie mój, choć nie wątpię że ktoś kiedyś już coś podobnego wymyślił. W każdym razie któregoś dnia naszło mnie natchnienie w wyniku czego poszedłem do sklepu, kupiłem produkty i zrobiłem sos który zniknął w ciągu minut. Ostatnio postanowiłem powtórzyć to doświadczenie i wyniki są wciąż bardzo zachęcające. Założenie jest takie: zrobić sos w stylu kuchni włoskiej. Warzywny - żeby był lekki.

Składniki: włoszczyzna, czyli seler, por, trzy puszki pomidorów, dwie cebule, dwie marchewki, pietruszka.

Wykonanie: pokroiłem to i przesmażyłem w garnku na oleju, na koniec oczywiście dodałem pomidory. Przyprawiłem pieprzem ziołowym i zwykłym, słodką papryką oraz bazylią i oregano. Przypraw nie żałowałem, zwłaszcza ziół dałem naprawdę dużo. W końcu nie powinno być wątpliwości jaki to sos, prawda?



Tak wyglądał sos przed ostatnią puszką pomidorów i większością przypraw. Na koniec dodałem jeszcze główkę czosnku.





Oczywiście sos to tylko sos, na danie się nie nadaje, musi być sosem do czegoś. Większość więc wymieszałem z surowym makaronem i zapiekłem. Zalecam przykrycie żółtym serem, inaczej trzeba mieszać bo wysycha z wierzchu.





Reszta została podlana sokiem pomidorowym, zagotowana i uzupełniona o pulpety z mielonego mięsa wieprzowo-wołowego uzupełnionego jajkiem i bułką tartą oraz przyprawionego pieprzem, tymiankiem i rozmarynem - takie moje "z ziemi włoskiej do Polski". Pulpety ugotowałem bezpośrednio w sosie - nie lubię mnożyć naczyń do zmywania. Do tego ryż i kupna już surówka z porów - delicje. Było trochę pracy ale w sumie uzyskałem jakieś pięć-sześć posiłków dla dwóch osób. To lubię - jakość i wydajność w jednym. :-)

Aha, brak soli to nie przeoczenie - staram się soli nie używać. Zresztą por i pomidory z puszki są moim zdaniem wystarczająco słone, dałem tylko odrobinę soli do ryżu, głównie żeby TŻ nie marudziła.

Blog o Gdańsku i nie tylko

Znalazłem niedawno całkiem fajnego bloga o Gdańsku i okolicach - o wydarzeniach, miejscach, ciekawostkach. Wygląda na przedsięwzięcie komercyjne i jest całkiem fajnie zrobiony. Jest obszerna notatka o tramwaju wodnym, jest o fortach a także coś jak znalazł dla Jaskiniowca. :-)

Pięćset mil

Szukałem na Youtube fragmentu Comic Relief z 2007 roku, tego gdzie Brian Potter i Andy Pipkin śpiewają stary kawałek The Proclaimers pod tytułem 500 Miles. Był to naprawdę uroczy kawałek sytuacji, sceny nieopisanej śmieszności. Wszyscy śpiewali razem i bawili się świetnie - Bob Budowniczy i Elton John też. Szczurek, David Tennant i Kosz na Śmieci. Niestety, to co obecnie znajduję ma zablokowany dźwięk więc tak jakby nic nie było. :-( Szkoda, bo ten kawałek zawsze poprawiał mi humor.

Jednak przy okazji okazało się że pod hasłem Comic Relief można znaleźć na Yootube bardzo dużo.
Na przykład to. Mój angielski jest za słaby żeby ogarnąć całość, przeczuwam jednak fantastyczne gejzery genialnej śmieszności. ;-)

I nie, fantastyka w tagach to nie jest pomyłka.

Update: a jednak coś znalazłem. Fatalne wideo i kiepskie audio (obcięte końce pasma), ale jednak coś. Video DownloadHelper pozwolił mi to zachować na dłużej. :-) A tu wersja ze słabym dźwiękiem ale lepszym obrazem.

I jeszcze jedno. Nasza telewizja czegoś takiego nie potrafi. Ciekawe dlaczego.

Przy okazji zaś - tyle wersji, z poobcinanym dźwiękiem albo kiepskim obrazem. Chętnie bym zapłacił kilka złotych gdybym mógł ściągnąć sobie ten kawałek i wypalić, ale nie, mogę tylko polizać cukierek przez szybę. Wiem, zgodne z prawem i tak dalej - jednakże nader frustrujące. Tak jak pisałem - nie pochwalam kradzieży, ale w wielu przypadkach rozumiem co ludzi do tego popycha. W tym akurat dużo lepiej niż bym chciał. :-(

Cierpliwość nagrodzona - prawie. Tu wersja z dobrym obrazem i dźwiękiem - tyle że są lekko przesunięte względem siebie.

Kurcze, jak oni się dobrze bawią!