6 maj 2009

Uffff...

Zakończyłem jeden z najtrudniejszych tegorocznych projektów: domycie garnka oblanego olejem i postawionego na ogniu. TŻ frytki lubi ale konsekwencje tej miłości bywają trudne. Po dłuższym czasie odpuścić musiałem środki typowo kuchenne ponieważ nie sprawdzały się zupełnie. W akcie desperacji zacząłem testować wszystkie możliwe chemikalia jakie tylko wpadły mi w rękę. Po pół godzinie kości dłoni były już śnieżnobiałe a na garnku dalej widniały wstrętne, żółte, tłuste plamy! W końcu okazało się że co prawda płyn do sedesów, mimo groźnych ostrzeżń i składu jak krew Obcego, nie daje rady, jednak przy odrobinie wysiłku sukces można osiągnąć stosując najzwyklejszy proszek do prania. Uffff....

Update: poprawiam się: to nie było od frytek ale pączków. Garnek pobrudzony olejem od zewnątrz i postawiony na gazie zmienia się nie do poznania. Gdyby to było od środka to luzik, czasem sam tak brudzę żeby mieć coś do umycia jak mi się nudzi. ;-)

3 komentarze:

  1. Ech koleś aleś się nakombinował. A wystarczyło wziąć wiertarkę, wyłączyć udar (bo niepotrzebny) , założyć na nią szczotkę i puścić na 15 minut na szybkich obrotach. A co się nie doczyści, to wystarczy zwykła gąbka, nasypać soli do garnka i jazda ręcznie doszlifować :)

    pozdr.
    G.
    wielbiciel wiertarek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A wystarczyło w tym przypalonym garnku zagotować coca-colę... :-)

    PS.
    Cilit Bang, zielony - usuwa tłuste osady. Jest taki dobry, że dał radę usunąć nawet lepik na zimno z moich włosów, a to już niezła sztuka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby to było takie proste... Garnek był polany olejem od _zewnątrz_, olej wypalony na gazie stworzył wrecz drugą warstwę emalii. Cilit przy tym czego próbowałem to porównywalny z mydłem Bambino, niestety. :-)

    OdpowiedzUsuń