5 maj 2009

Lektury

Widzę, że Tide of Victory zajęło mi niewiele, bo skoro zacząłem wtedy a skończyłem przedwczoraj to poszło mi naprawdę nieźle.

Jednakże sukces ten stworzył kolejny, poważny problem: co dalej?

Mogę się wpakować w Honorversum ale to jest poteżny zestaw kobył plus spinoffy plus fanfiki plus sam pewnie jeszcze nie wiem co. O, chyba nawet gry są. W każdym razie - lepiej nie ryzykować.

Jednakże nałóg jest bezlitosny - kto mól książkowy ten wie. Bez dawki liter organizm wariuje. W poczekalniach potrawię czytać Vivę, Fakt i Gazetę Polską (ją w zasadzie spokojnie można zaliczyć do SF tyle że raczej niskich lotów, takie raporty z mało ciekawej rzeczywistości alternatywnej) a jak naprawdę nic nie ma to etykiety od czegokolwiek czy (jeśli u lekarza) plakaty dydaktyczne - o ile oczywiście czegoś planowo ze sobą nie przytargałem. Straszny nałóg. Wracając do tematu: co dalej? Na razie wrzuciłem na ruszt One Day on Mars Taylora, ale przecież to na długo nie starczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz