26 kwi 2009

E620 - rozczarowanie

Gdy niedawno przeczytałem o Olympusie E620 byłym pod pozytywnym wrażeniem. Nie kupiłem Olympusa (jestem typowym szumofobem), ale podobał mi się pomysł zrobienia linii lustrzanek zupełnie od zera, no i ciągnie mnie do matrycy która przy dużych jasnościach pozwala na uzyskanie jednak nieco większej głębi ostrości niż zupełnie papierowa. E620 zrobił na mnie wrażenie przede wszystkim odchylanym wyświetlaczem - wreszcie! Tak, wiem zaraz potem pojawił się Nikon D5000, no i to już kiedyś było. Niemniej jednak.

Wczoraj miałem możliwość wziąć E620 do ręki. I bardzo, ale to bardzo się rozczarowałem. Zawiodła mnie ergonomia.
Po pierwsze dolna krawędź obudowy wrzyna się boleśnie w podstawę kciuka. Niby w 450D też, ale bez porównania mniej. W Olympusie to było pierwsze wrażenie, od pierwszej sekundy. Po kilkunastu sekundach już miałem ochotę go odłożyć.
Po drugie przyciski są bardzo, ale to bardzo małe. Wręcz mikroskopijne. Obsługa w rękawiczkach, nawet cienkich - raczej wykluczona. A do tego się chyboczą.

W sumie, jak dla mnie - duża wpadka. A mógł być całkiem fajny aparat. Chwyt jeż jest bardzo płytki ale się nie czepiam - rozumiem że takie było założenie, że ma przypominać E420 pod tym względem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz