18 kwi 2009

Obcy

Oglądam sobie właśnie (po kawałeczku - hail MCE!) Obcych czyli drugą część cyklu, którego tytułowymi bohaterami są stworzonka raczej słabo nadające się na prezent pod choinkę. Pierwszy raz Obcego obejrzałem jeszcze na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Trochę to odchorowałem. To był kiepski pomysł zabrać dziecko taki film. Nie mam pojęcia co sobie myślał rodzic, który mnie zabrał, pewnie że to jest o emigrantach. No nic, mimo wszystko na drugą część też poszedłem. I podobało mi się! Jeszcze jak! Zauważyłem, ze sporą wnikliwością jak na nastolatka, że pierwsza część charakteryzowała się wielkim napięciem, a druga natężeniem. :-) Jednak jak zacząłem grać (wieczorem, co prawda nie sam) w Obcych na Spectruma, i jak zaczęły mi gasnąć jeden po drugim monitory członków oddziału - nie wyrobiłem, musiałem to wyłączyć i już więcej w to nie grałem. :-)

No ale do rzeczy - teraz widzę jak bardzo się ten film wizualnie zestarzał. Patrzę sobie na oddział wysiadający z transportera i coś mi to przypomina, ale co? Kształt hełmów, kolory nunduró, kamizelki, gołe ramiona... już wiem! Wietnam! To jest po prostu "Pluton" w Kosmosie! Możnaby jednych zamienić z drugimi i nie byłoby większej różnicy. Amerykański żołnierz współcześnie wygląda po prostu inaczej - inne kolory, krój mundurów, nawet wyposażenie pod wielo mawzględami bardziej nowoczesne niż w tej futurystycznej niby wizji. Przecież oni tam nie mają podczerwieni! Ani modułowego oporządzenia! Kolimatorów! Ech, jak ten czas leci... Ale nic to, wracam zobaczyć co się będzie działo. Mam nadzieję że może tym razem Vasquez ocaleje.

Aha, jeszcze jedno: jeśli tytułowy bohater ginie to chyba można powiedzić że film się źle kończy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz