7 lut 2010

Moloko

Nie pisałem Wam o niej jeszcze? Co? Naprawdę? O rany, co za niedopatrzenie... A więc zacznij sobie od tego. Potem... potem jak nie wciągnie daruj sobie. Trudno, widocznie nie trafiłem. Ale jak wciągnie... nie, nie oglądaj na YouTube. Nie warto. Małe i tnie się. Może gdyby ściagnąć? (DownloadHelper do usług) W każdym razie - fantastyczne widowisko osobowości. Jej i czasem tego małego w kapelusiku. Tak, wiem, na pewno się jakoś nazywa, ale nie muszę tego wiedzieć. I tak dla mnie jest nieśmiertelny. No tak, ale jak on nieśmiertelnym to ona co najmniej półboginią... Nieważne, i tak nie mogę napisać wprost co o niej myślę - byłoby to trochę ryzykowne biorąc pod uwagę że TŻ czasem zagląda na tego bloga... Co prawda podziela znaczną część mojej admiracji, jednak ze względu na (urocze przecież!) różnice (które nas zbliżają raczej niż dzielą...) przecież nie w stu procentach... Ale do rzeczy: kiedyś w Miejskiej Macalni leciała ta płyta - zapatrzyliśmy się i musiałem w końcu ją kupić. Jeden z moich pierwszych zakupów w internetowym Empiku zresztą. No i cóż, jak wyjdzie (oby!) na BluRay to też kupię. Naprawdę wspaniałe widowisko, tym ciekawsze że nie reżyserowane. Nie ma tu wspaniałych popisów choreograficznych, super synchronizacji i tak dalej. Jest za to bardzo naturalna ekspresja. Gesty. Prze- i rozbieranki na scenie - ale bez wulgarności, nie myślcie sobie. Po prostu zobacz. Albo do razu kup: tytuł to 11,000 Clicks ("click" to kilometr - tak długą trasę zrobili).

A przy okazji - zacząłem od Moloko, ale obejrzałem też kawałek Kiwaczka (Czieburaszka) i zajawkę do Ił-2 Sturmovik 1946... Czy to ze mną coś nie tak czy z Internetem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz