Jest taki film jak w tytule, tytuł oryginalny The Final Cut. Obejrzałem i mam mieszane uczucia. Nie jest zły, ma pewien klimat, do tego, mimo że jest w miarę nowy (rocznik 2004) to nakręcono go w zupełnie starym stylu, jeśli chodzi o narrację to zdecydowanie Blade Runner i ani trochę Terminator 3. Jednak mimo niezłego pomysłu czegoś mi w nim brakuje. Czego? Nie mam pojęcia, może jakiejś głębi, konkluzji... Jeśłi możesz - obejrzyj i podpowiedz. Mimo jego wad na pewno nie będzie to czas stracony.
4 gru 2009
Znaczenia
Coś się niedobrego dzieje z językiem, obserwuję to od paru lat i winię, niestety, rozpowszechnienie Internetu. Najwyraźniej możliwość komunikacji dwukierunkowej nie zawsze jest zaletą, a fatalny język internautów chyba jest wymówką dla redaktorów. Wychodzę z tego czasem niezłe cuda, na przykład dziś na stronie jednego z największych portali znalazłem takie coś: "Miliardy euro na dziury w polskich drogach". Ha! Teraz już wiem dlaczego ich tyle. Szkoda, że te pieniądze nie idą na ich łatanie, ale cóż, bywa. Tylko znów się ktoś przyczepi że Unia głupot wymaga.
Etykiety:
myśli
26 lis 2009
Inżynierowie do kuchni!
Jako człowiek zaznajomiony z terenem położonym za kuchennymi drzwiami i nie stroniący od zamiany półproduktów w pyszności dawno już zauważyłem że sprzęty oraz meble kuchenne zaprojektowane są w sposób który pomija jeden z aspektów eksploatacji, a mianowicie - utrzymanie. Zwłaszcza utrzymanie w czystości. Czy to myjąc kuchenkę czy powiedzmy robota zauważam że pełno w nich zakamarków w których brud się gromadzi i nie daje usunąć. I już. A wydaje mi się że można by to zrobić tak że utrzymanie byłoby łatwiejsze. Tylko żaden projektujący to inżynier nie spędzał czasu w kuchni. Może czas zacząć?
Etykiety:
myśli
20 lis 2009
Nid de guêpes
A po naszemu "The Nest". Znaczy "Ostatni skok". Fajny film. 2002 rok a mam wrażenie że zrobiony w starym, dobrym stylu - dialogów tylko tyle ile trzeba. To się naprawdę dobrze ogląda. Właśnie leci. Jeszcze nie wiem jak się kończy a już polecam!
Etykiety:
film
12 lis 2009
Dobre tytuły, zapomniane tytuły
Zacząłem ostatnio pisać o dobrych tytułach w fantastyce (no bo przecież nie skończyłem, za dużo ich!) i dobrych a zapomnianych (jak sądzę) książkach. Często jedno to drugie, więc już bez rozdzielania:
Drzwi do lata (zawsze lubiłem koty w powieściach :-))
Obcy w obcym kraju
Gdzie twój dom, Ziemianinie?
Najazd z przeszłości
Kwestia sumienia
Luna to surowa pani
Władcy marionetek
Kot, który przenika ściany (książka ta wymienia 17 rzeczy, które powinien umieć prawdziwy mężczyzna)
Nie będzie rozejmu z władcami
Płomień Assurbanipala
Księżniczka Marsa
Gambit pionka (trudno uwierzyć że czytałem to w 84'... jaki ja muszę być stary skoro już wtedy umiałem czytać!)
Czas przemian
Człowiek w labiryncie
Długa droga do domu
Walizeczka
Próżny robot
Na scenę wkracza żołnierz. A po nim wkracza drugi
Drzwi do lata (zawsze lubiłem koty w powieściach :-))
Obcy w obcym kraju
Gdzie twój dom, Ziemianinie?
Najazd z przeszłości
Kwestia sumienia
Luna to surowa pani
Władcy marionetek
Kot, który przenika ściany (książka ta wymienia 17 rzeczy, które powinien umieć prawdziwy mężczyzna)
Nie będzie rozejmu z władcami
Płomień Assurbanipala
Księżniczka Marsa
Gambit pionka (trudno uwierzyć że czytałem to w 84'... jaki ja muszę być stary skoro już wtedy umiałem czytać!)
Czas przemian
Człowiek w labiryncie
Długa droga do domu
Walizeczka
Próżny robot
Na scenę wkracza żołnierz. A po nim wkracza drugi
Etykiety:
fantastyka,
literatura
11 lis 2009
Dziwne dni
Nie tylko w moim życiu - film "Dziwne dni" w końcu obejrzałem. Rewelacja! Klimat trochę jak Blade Runner, moda lat 80'/90' (zwłaszcza garnitur Mace - mam jeszcze podobny w szafie ;-)), chaos i zagmatwana, luźno prowadzona intryga, która wciąga głównych bohaterów wbrew ich woli, gdzieś tak do połowy filmu w ogóle ich nie obchodzi! Naprawdę cacko. Szkoda tylko że nikt mi nie powiedział że to film o miłości.
Etykiety:
fantastyka,
film
9 lis 2009
Zapomniane tytuły
Są takie książki które kiedyś zrobiły na mnie wrażenie a obecnie są prawie zapomniane. Ciekawe czy poza mną ktoś je pamięta... Mógłbym poguglać ale mi się nie chce. :-)
Cień dłuższego ramienia
Kluska, Kefir i Tutejszy - do dziś pamiętam niezapomniane powiedzonko kota Pacułki
Pięcioro dzieci i Coś (i cała reszta przygód)
Wiatrak profesora Biedronki
Przygody detektywa Konopki (o ile tak brzmiał tytuł)
... i coś z Karoliną która na końcu okazała się słoniem ale jak to szło...
Cień dłuższego ramienia
Kluska, Kefir i Tutejszy - do dziś pamiętam niezapomniane powiedzonko kota Pacułki
Pięcioro dzieci i Coś (i cała reszta przygód)
Wiatrak profesora Biedronki
Przygody detektywa Konopki (o ile tak brzmiał tytuł)
... i coś z Karoliną która na końcu okazała się słoniem ale jak to szło...
Etykiety:
literatura
Łoś z Dłutowa
Komuś [*] się chciało zużyć pięćset godzin i sześć tysięcy nitów na stworzenie w skali 1:1 (!) makiety Łosia na pomnik lotników Września. Dobra robota. Szczegóły w SP 10/2009, kopia artykułu tu.
* panowie Wojciech Tomaszewski i Jan Rybak
Etykiety:
militaria
8 lis 2009
Za co lubię SF
Właściwie powinno być "fantastykę" (wszak fantastyka to nie tylko SF) ale w sumie i tak głównie SF mam na myśli...
W każdym razie za co lubię? Nie głównie, to zbyt ograne, że za rozmach myśli, za co między innymi? Otóż - za tytuły. A tak. Niektóre są po prostu genialne. A inne z kolei przypomniane budzą wręcz dreszcze.
Ogień nad otchłanią
Zamieć
Diamentowy wiek
Mona Lisa Turbo
Neuromancer
Zamek Lorda Valentine'a
Królowa Lata
Debrouiller
Kwestia sumienia
Test
Rozprawa
Opus na trzy pociski
Obłok Magellana
Spotkanie
Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Ja, robot
Tak bardzo chciał być człowiekiem
Muzyka dla was, chłopcy
Miliard lat przed końcem świata
Limes Inferior
Przenicowany świat
Trudno być bogiem
Kwiaty dla Algernona
Głos Pana
GŁOS PANA
Tak, wielkimi literami. Czy można inaczej uhonorować opowieść która sprawiła że zapamiętałem WIERSZ? Ja, racjonalista i cynik, zapamiętałem rymowankę? I pamiętam ją przez lat jakieś jak dotąd dwadzieścia?
Albo spróbuj poczuć takie zdanie:
Nie wiem, pewnie nie czuć w nim tej całej historii która stoi za raptem czterema prostymi słowami. Ale przeczytaj historię i już nigdy nie wspomnisz ich bez dreszczu.
Potęga słów.
W każdym razie za co lubię? Nie głównie, to zbyt ograne, że za rozmach myśli, za co między innymi? Otóż - za tytuły. A tak. Niektóre są po prostu genialne. A inne z kolei przypomniane budzą wręcz dreszcze.
Ogień nad otchłanią
Zamieć
Diamentowy wiek
Mona Lisa Turbo
Neuromancer
Zamek Lorda Valentine'a
Królowa Lata
Debrouiller
Kwestia sumienia
Test
Rozprawa
Opus na trzy pociski
Obłok Magellana
Spotkanie
Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Ja, robot
Tak bardzo chciał być człowiekiem
Muzyka dla was, chłopcy
Miliard lat przed końcem świata
Limes Inferior
Przenicowany świat
Trudno być bogiem
Kwiaty dla Algernona
Głos Pana
GŁOS PANA
Tak, wielkimi literami. Czy można inaczej uhonorować opowieść która sprawiła że zapamiętałem WIERSZ? Ja, racjonalista i cynik, zapamiętałem rymowankę? I pamiętam ją przez lat jakieś jak dotąd dwadzieścia?
Albo spróbuj poczuć takie zdanie:
"Boerst zderzył się z Księżycem."
Nie wiem, pewnie nie czuć w nim tej całej historii która stoi za raptem czterema prostymi słowami. Ale przeczytaj historię i już nigdy nie wspomnisz ich bez dreszczu.
Potęga słów.
Etykiety:
fantastyka,
myśli
4 lis 2009
28 paź 2009
Rychło w czas
Przeglądam ofertę kin, chciałem iść na Dystrykt 9 zachęcony pozytywną opinią z pierwszej ręki, zajrzałem też na listę kinowych imprez i pokazów jednorazowych. Wyszperałem (nie mam pojęcia dlaczego pod hasłem "Wieczór filmowy fantasy") perełkę: "Ijon Tichy - gwiezdny podróżnik", Niemcy 2007. Ucieszyłem się szalenie - była chyba w NF całkiem pozytywna recenzja. Patrzę kiedy można zobaczyć: i piórka mi opadły. Leci od pół godziny. :(
Etykiety:
fantastyka,
film
21 paź 2009
Machinery, czyli nacisnąć spust to nie wszystko
Dla wielu fotografów naciśnięcie spustu migawki wcale nie kończy pracy nad zdjęciem. Mój łańcuch pokarmowy w najbardziej rozbudowanej postaci to DPP->Picasa->GIMP. Ostatnio zdarza mi się dołączać do niego kolejne ogniwo: Machinery. W skrócie: program do HDRów i pseudoHDRów. I to program szalenie wygodny w użyciu - oprócz licznych suwaków pozwalających na kontrolę procesu przetwarzania są predefiniowane zestawy parametrów oraz możliwość tworzenia własnych. Oczywiście najlepiej mieć na wejściu RAWy (choćby jednego), ale z JPGów też się daje coś wycisnąć.
Chwilowo nie mam nic do publikacji ale jak coś wyprodukuję nie omieszkam się pochwalić.
Chwilowo nie mam nic do publikacji ale jak coś wyprodukuję nie omieszkam się pochwalić.
20 paź 2009
John Ringo potrafi - uzupełnienie
Chodziło mi oczywiście o Honor of the Clan, a konkretnie rozdział siódmy. Oczywiście jeśli się nie czytało poprzednich części Legacy of the Aldenata to docenić trudniej.
Etykiety:
fantastyka,
militaria
19 paź 2009
John Ringo umie pisać
I to jak! Rozmach epicki, bez dwóch zdań. Co prawda mój angielski nabiera specyficznego odchylenia, ale cóż. Zresztą nie przeszkadza mi to.
W każdym razie że Papa O'Neal spotka wampira w życiu bym nie pomyślał. A tym bardziej że spotkanie przeżyją obaj. Ha! Niewątpliwie historia warta wiele. Na pewno transportu który opowiadającemu zapewniono, a może i jeszcze trochę.
W każdym razie że Papa O'Neal spotka wampira w życiu bym nie pomyślał. A tym bardziej że spotkanie przeżyją obaj. Ha! Niewątpliwie historia warta wiele. Na pewno transportu który opowiadającemu zapewniono, a może i jeszcze trochę.
Etykiety:
fantastyka,
militaria
2 paź 2009
29 wrz 2009
Sonda - dwadzieścia lat minęło
Zginęli w Peugeocie 405 w okolicy którą znałem... Nie będzie więcej Sond, a te które powstały giną w mrokach niepamięci. Szkoda. Panowie Kurek i Kamiński - nie doczekali się godnych następców. Szkoda.
Podziękowania dla Kaśka za przypomnienie.
Etykiety:
myśli
Jestem seniorem
Pojawiły się niedawno reklamy komórek, takich z dużymi klawiszami i znakami na wyświetlaczu, bez bajerów. Reklamowano je jako idealne dla seniorów. Chyba jestem seniorem bo mi takie podejście do komórki bardzo odpowiada. Nie jestem fanem urządzeń nadmiernie wielofunkcyjnych, w przypadku komórki korzystam z:
- telefonu z książką telefoniczną
- przypominajki o zdarzeniach jednorazowych i cyklicznych (aka Kalendarz, ale używam drobniutkiego ułamka jego funkcjonalności, w szczególności z kilku opcji zdarzenia używam tylko jednej jedynej)
- budzika (okazjonalnie, ale w podróży bardzo przydatne)
- MMSów (kilka razy w życiu dostałem, wysłałem może ze dwa, mogę bez tego żyć)
- aparatu - czasem coś uwiecznię zgrzytając zębami a potem i tak rzadko wracam do tych zdjęć
- minutnika - kilka razy w życiu.
Zamiast zaś BT wolę kabelek bo mniej kombinowania. Nie gram w gry bo ekran mały, gry nudne a baterii szkoda, nie słucham radia bo nie słucham radia i tak a baterii przecież szkoda, nie podłączam komputera do Internetu bo nie chce mi się z tym bawić...
Jestem seniorem?
Jestem seniorem?
Etykiety:
myśli
Pożegnanie lata
Przedwczoraj lato pożegnało się fundując rzutem na taśmę słońce i ciepełko. Pojeździłem na rowerze starając się zatrzymać w pamięci (tak, w pamięci, własnej, nie masowej, aparatu nie używałem) te piękne widoki. Szkoda że robi się znów zimno, kolejne miesiące spędzę przyzwyczajając się do coraz niższych temperatur i wciąż nie mogąc do nich przywyknąć.
Idzie jesień. Rady na to nie ma.
Idzie jesień. Rady na to nie ma.
Aleksander Grotowski i Małgorzata Zwierzchowska "Jesień idzie (nie ma na to rady)"
Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
I podreptał do chaty po dróżce,
I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
- Jesień idzie, nie ma rady na to!
A staruszka zmartwiła się szczerze,
Zamachnęła rękami obiema:
- Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!
A był sierpień. Pogoda prześliczna.
Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni.
Ale cóż, oni żyli najdłużej.
Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.
Słyszałem to dawno temu w Trójce. W nie pamiętam jakim programie kabaretowym, chyba tym co leciał o trzynastej. Wpadła mi w ucho i tak została. Żaden patyczek ani wacik nie pomaga.
O, już wiem: Powtórka z rozrywki. Nie wiem ile odcinków tego wysłuchałem ale na pewno musiało tego być tysiące. Strach pomyśleć co mi to zrobiło z mózgiem - nie żebym żałował.
A wykonawcom i autorowi chętnie bym wrzucił pieniążka gdybym wiedział jak.
O, już wiem: Powtórka z rozrywki. Nie wiem ile odcinków tego wysłuchałem ale na pewno musiało tego być tysiące. Strach pomyśleć co mi to zrobiło z mózgiem - nie żebym żałował.
A wykonawcom i autorowi chętnie bym wrzucił pieniążka gdybym wiedział jak.
11 wrz 2009
Poszedłem na urlop...
... latem (czyli przedwczoraj) a wróciłem - jesienią. Czyli dzisiaj. Wczoraj 23 w plusie i słoneczko, dziś 17 i deszcz. Ale co się najeździłem rowerem to moje! :-)
8 wrz 2009
Zatrzymanie
Podobno ABW zatrzymało prezesa ZUSu. Niby wiem że wszyscy mówią że to złodzieje ale jakoś nie spodziewałem się że zaczną od samej góry...
Etykiety:
myśli
Psotny wrzesień
Posprawdzawszy prognozy pogody poszedłem przedwczoraj na rower z głębokim przekonaniem że to ostatni raz tym roku pogoda pozwala. I tak pozwalała ledwo ledwo bo w powietrzu było czuć charakterystyczny, wczesnojesienny chłodek.
A tu proszę, dziś od rana piękne słońce, pogoda rewelacyjna, nieco ponad 20 stopni czyli w sam raz na rower albo plażę. A ja jak na złość nie spodziewając się tego zamiast wziąć urlop siedzę w pracy i gapię się w okno...
A tu proszę, dziś od rana piękne słońce, pogoda rewelacyjna, nieco ponad 20 stopni czyli w sam raz na rower albo plażę. A ja jak na złość nie spodziewając się tego zamiast wziąć urlop siedzę w pracy i gapię się w okno...
Etykiety:
myśli
2 wrz 2009
Idzie nowe
Jakieś targi foto się zbliżają, efektem jest wysyp fotonowości. Sony wypuściło całą masę nowych, ale niekoniecznie lepszych modeli z niższych półek, od A230 do A550, przeskok przez A700 i kolejna nowość A850. 230 i 380 miałem okazję pomacać, niestety ergonomią się rozczarowałem. Może za bardzo przywykłem do powszechnie krytykowanego za mały chwyt Canona, ale nowe Alfy wydały mi się jeszcze mniej wygodne. Pojawiły się za to nowe obiektywy Canona - 15-85 i 18-135. Oba stabilizowane, oba USM, oba o jasności jak kitowy 18-55 który był i troszkę za wąski i za krótki na codzień. Bardzo jestem ciekaw jak będzie z jakością, jeśli nie gorsza niż kitowego to będę miał na co zbierać. Oczywiście żeby nie było za prosto Tamron wypuścił stabilizowaną wersję swojego bardzo kuszącego 17-50/2,8. To mocne uderzenie jak dla mnie - lubię mieć stabilizację więc dotąd go nie rozważałem myśląc raczej o 17-55/2,8 Canona. Co teraz wybrać? 17-55 kusi fantastyczną jakością i programową korekcją niedoskonałości w DPP, ale Tamron pewnie będzie prawie tak dobry a przy tym sporo tańszy...
W temacie EVIL (lubię ten skrót) pojawił się Panasonic GF1. Zdecydowanie nie tak ładny jak Olympus E-P1 ale: a) z lampą b) opcjonalnym wizjerem i, najważniejsze, c) szybkim AF takim jak w G1, czyli, przeciwieństwie do E-P1 bliżej mu do lustrzanek a nie kompaktów. Niech go tylko przepakują w ładniejszą obudowę, ładnie proszę! A może lepiej nie bo będzie kusiło, takie małe a bardzo porządne pstrykadełko...
W temacie EVIL (lubię ten skrót) pojawił się Panasonic GF1. Zdecydowanie nie tak ładny jak Olympus E-P1 ale: a) z lampą b) opcjonalnym wizjerem i, najważniejsze, c) szybkim AF takim jak w G1, czyli, przeciwieństwie do E-P1 bliżej mu do lustrzanek a nie kompaktów. Niech go tylko przepakują w ładniejszą obudowę, ładnie proszę! A może lepiej nie bo będzie kusiło, takie małe a bardzo porządne pstrykadełko...
Było i nie ma
Zajrzałem do prognozy pogody i tak, wygląda na to że ostatni dzień lata był wczoraj... Szkoda, ale cóż. Nie będę jeździć rowerem, może skończę rozbabrany remont. Mniej będę robić zdjęć w plenerze, może wreszcie uda się wyskrobać kilka złotych na domowe studio. Aż do następnego lata. :-)
25 sie 2009
Lubię rower
Lubię rower. Lubię jeździć rowerem oraz lubię sam rower jako maszynę w ogóle oraz mój rower w szczególności. Wystarczy wsiąść na rower i miasto nagle się kilkukrotnie zmniejsza.
Z Zaspy na molo w Sopocie i z powrotem w godzinkę? Żaden problem! A samochodem w godzinach szczytu jest to niebanalne zadanie. Zaś nawet poza nimi nie jest lekko bo przecież na samo molo się nie wjedzie, trzeba trochę podejść.
Zakupy w trzech sklepach na dziesięciokilometrowej trasie? Godzinka do półtorej. Znów niewiele dłużej niż samochodem ale dwa razy szybciej niż piechotą.
Szkoda że pogoda i czas tak rzadko pozwalają mi z niego korzystać... Ale fajnie że są ścieżki rowerowe. To sporo ułatwia, nawet jeśli część pieszych nie bardzo wie o co chodzi i umieszczony na nich znaczek roweru uważa najwyraźniej za jakiś tajemniczy chiński heroglif, może znak na szczęście?
Niestety niedługo sezon się skończy i znów będę przebierał nogami irytując się że tak powoli i nieefektywnie się przemieszczam.
Z Zaspy na molo w Sopocie i z powrotem w godzinkę? Żaden problem! A samochodem w godzinach szczytu jest to niebanalne zadanie. Zaś nawet poza nimi nie jest lekko bo przecież na samo molo się nie wjedzie, trzeba trochę podejść.
Zakupy w trzech sklepach na dziesięciokilometrowej trasie? Godzinka do półtorej. Znów niewiele dłużej niż samochodem ale dwa razy szybciej niż piechotą.
Szkoda że pogoda i czas tak rzadko pozwalają mi z niego korzystać... Ale fajnie że są ścieżki rowerowe. To sporo ułatwia, nawet jeśli część pieszych nie bardzo wie o co chodzi i umieszczony na nich znaczek roweru uważa najwyraźniej za jakiś tajemniczy chiński heroglif, może znak na szczęście?
Niestety niedługo sezon się skończy i znów będę przebierał nogami irytując się że tak powoli i nieefektywnie się przemieszczam.
Etykiety:
myśli
20 sie 2009
Zdziwienie
Po co odpoczywam przed pójściem do pracy skoro i tak wrócę z niej zmęczony?
Etykiety:
myśli
17 sie 2009
Jestem człowiekiem starej daty
Nie lubię niestaranie napisanych maili.
Nie lubię niestarannego pisania na czatach.
Nie lubię błędów ortograficznych i gramatycznych.
Nie lubię przerywania bez słowa rozmowy - także tej na czacie.
Nie lubię odpisywania nad treścią maila "bo tak najszybciej".
Nie lubię pozostawiania całej treści wymiany zdań w mailu "bo i tak się domyślę o co chodzi".
Nie lubię obrażania ludzi których poglądów się nie akceptuje.
Jestem człowiekiem starej daty bo wymagam zachowania pewnych form. To ostatnio nie jest zbyt modne. A skojarzyło mi się bo znalazłem mój tekst z netykiety. :-)
O: No bo normalnie to każdy czyta z góry na dół...
P: Dlaczego???
O: Pisanie nad cytatem!
P: Co należy do bardziej wkurzających obyczajów niektórych ludzi?
Nie lubię niestarannego pisania na czatach.
Nie lubię błędów ortograficznych i gramatycznych.
Nie lubię przerywania bez słowa rozmowy - także tej na czacie.
Nie lubię odpisywania nad treścią maila "bo tak najszybciej".
Nie lubię pozostawiania całej treści wymiany zdań w mailu "bo i tak się domyślę o co chodzi".
Nie lubię obrażania ludzi których poglądów się nie akceptuje.
Jestem człowiekiem starej daty bo wymagam zachowania pewnych form. To ostatnio nie jest zbyt modne. A skojarzyło mi się bo znalazłem mój tekst z netykiety. :-)
O: No bo normalnie to każdy czyta z góry na dół...
P: Dlaczego???
O: Pisanie nad cytatem!
P: Co należy do bardziej wkurzających obyczajów niektórych ludzi?
Etykiety:
myśli
13 sie 2009
Wymagania (nie lubię jeść)
Ranek to zawsze ciężki czas dla mnie. Bardzo ciężki. Rozruch jest powolny, wchodzenie na obroty zajmuje wieki, myślenie prawie nie istnieje. Zacinam się na długie minuty przy najprostszych czynnościach. Zresztą co ja tłumaczę, słowiki nie zrozumieją a sowy wiedzą i tak. Czy już wspominałem że zmuszanie ludzi do wstawania przed dziewiątą powinno być zakazane przez Konwencję Genewską i ścigane jak zbrodnie ludobójstwa? Nieważne. To zawsze warto powtórzyć. O czym to ja...? Aha. Właśnie. Sprawa wygląda tak: nie lubię jeść. To znaczy nie lubię tylko jeść. Samo jedzenie jest dla mnie jakieś takie jałowe, owszem, przyjemność na ogół wielka, ale czegoś brakuje. Pogadać za bardzo też nie można a do tego śniadania jadam sam. Trzeba poczytać albo coś pooglądać. Czytanie czasem wymaga zbyt wielkiego wysiłku umysłowego. Jak się jest niewyspanym to idzie naprawdę ciężko. Trudno się rozkręcić i wciągnąć a potem i tak niewiele się pamięta. Z oglądaniem też jest problem. Większość produkcji jest zbyt wymagająca, za szybko to się dzieje albo intryga jest zbyt skomplikowana. No i za długie to, rano nie mam tyle czasu. W końcu pojawiło się rozwiązanie. Nick Park - mówi Wam coś to nazwisko? Mam nadzieję że tak. I jego Aardvark Production czy jak tam się jego firma nazywa (jest rano więc wszystko z pamięci). Gromit i Wallace. I inne postacie. Na przykład baranek Shaun. Występuje w produkcjach wprost dla mnie stworzonych: przeciętny odcinek ma siedem minut więc te pół godziny które mam zwykle do dyspozycji na ogół wystarcza żeby taki odcinek obejrzeć i zrozumieć. Akcja spójna i zwykle spokojna, do tego góra dwuwątkowa. Mało dialogów. Po prostu cudo na zaspane poranki. Polecam serdecznie. Aha - widzę że to jednak Aardman Animations. Mówiłem że dla mnie za wcześnie.
10 sie 2009
Inspiracja
Mądrzy ludzie powiedzieli tak:
Białe kiełbaski z patelni
Na patelni usmaż białe kiełbaski razem z cząstkami cebuli i kwaśnych jabłek. Podrzucaj i mieszaj w czasie smażenia. Podaj na grillowanych pajdach żytniego chleba, z surówką z kiszonej kapusty.
Ale ja przecież muszę po swojemu, nie?
No więc zrobiłem tak:
Kiełbaski tak, a jakże. Osiem. Białych. Przysmażyłem, na smalcu, a co. Potem je wyjąłem bo patelnia nie z gumy. Dorzuciłem dwie wielkie cebule pokrojone w krążki. Smażyłem. I smażyłem. I smażyłem. Może dusiłem bardziej nawet? W każdym razie w końcu dorzuciłem: pomidora i kiełbaski. Niech się pomidor trochę rozgotuje. No i wina dolałem. Sporo. Z pół szklanki. albo i więcej Jak już zgęstniało to dodałem dwa jabłka i brzoskwinię żeby się zagrzały.
Z oryginałem/źródłem inspiracji nie ma to za wiele wspólnego ale smakuje znakomicie. Zwłaszcza z pszennym pieczywem.
I proszę bez głupich uwag - to są białe kiełbaski. Tylko mi się trochę, tego, przypaliły...
Białe kiełbaski z patelni
Na patelni usmaż białe kiełbaski razem z cząstkami cebuli i kwaśnych jabłek. Podrzucaj i mieszaj w czasie smażenia. Podaj na grillowanych pajdach żytniego chleba, z surówką z kiszonej kapusty.
Ale ja przecież muszę po swojemu, nie?
No więc zrobiłem tak:
Kiełbaski tak, a jakże. Osiem. Białych. Przysmażyłem, na smalcu, a co. Potem je wyjąłem bo patelnia nie z gumy. Dorzuciłem dwie wielkie cebule pokrojone w krążki. Smażyłem. I smażyłem. I smażyłem. Może dusiłem bardziej nawet? W każdym razie w końcu dorzuciłem: pomidora i kiełbaski. Niech się pomidor trochę rozgotuje. No i wina dolałem. Sporo. Z pół szklanki. albo i więcej Jak już zgęstniało to dodałem dwa jabłka i brzoskwinię żeby się zagrzały.
Z oryginałem/źródłem inspiracji nie ma to za wiele wspólnego ale smakuje znakomicie. Zwłaszcza z pszennym pieczywem.
I proszę bez głupich uwag - to są białe kiełbaski. Tylko mi się trochę, tego, przypaliły...
9 sie 2009
Lubię Wrocław
Tym razem miałem ze sobą aparat. Właściwie poprzednio też miałem, FEDa, i film skończyłem dopiero przy drugiej wizycie. :-) Ale jeszcze nie jest wywołany. Na razie więc tylko produkty bezdusznej cyfrowej technologii.
Kilka słów o Wrocławiu dla początkujących. Przede wszystkim: jest tam zachowany w prawie oryginalnej postaci wielki kawał miasta prawie bez zmian od czasów przedwojennych. A w każdym razie ze zmianami minimalnymi. A w każdym razie tak to wygląda bo tak dokładnie to nie sprawdzałem. :) Jest tego gdzieś dwa na trzy kilometry przynajmniej. Bardzo duża i świetnie zachowana starówka. Mnóstwo mostów (jeśli dobrze pamiętam to ponad 120 zarejestrowanych). Mnóstwo rzeki. A nad tą rzeką deptaki i ścieżki. Fosa dookoła starówki. Dużo zieleni. W sumie miasto w sam raz dla turysty, a i mieszkańcy pewnie czują się nieźle.
Garść przypadkowych uwag:
Kilka słów o Wrocławiu dla początkujących. Przede wszystkim: jest tam zachowany w prawie oryginalnej postaci wielki kawał miasta prawie bez zmian od czasów przedwojennych. A w każdym razie ze zmianami minimalnymi. A w każdym razie tak to wygląda bo tak dokładnie to nie sprawdzałem. :) Jest tego gdzieś dwa na trzy kilometry przynajmniej. Bardzo duża i świetnie zachowana starówka. Mnóstwo mostów (jeśli dobrze pamiętam to ponad 120 zarejestrowanych). Mnóstwo rzeki. A nad tą rzeką deptaki i ścieżki. Fosa dookoła starówki. Dużo zieleni. W sumie miasto w sam raz dla turysty, a i mieszkańcy pewnie czują się nieźle.
Garść przypadkowych uwag:
- ceny jedzenia do przyjęcia, może nawet gdzieniegdzie niewysokie, nie ma problemu z ofertą na każdą kieszeń, oczywiście drogich lokali też sporo
- olbrzymie gałki lodów, fakt, korzystaliśmy tylko z jednej lodziarni (ulica Oławska przy Galerii Dominikańskiej) więc nie wiem czy to standard, ale dwie gałki (po 2 PLN więc niedrogie) miały już naprawdę konkretną masę i były jak 3-4 w Gdańsku. Byliśmy pod wrażeniem. Do tego bardzo smakowite.
- PKP robi postępy - dworzec śmierdział mniej niż w zeszłym roku, choć w piątek po południu kolejki po bilety koszmarne
- dużo hosteli blisko rynku, a naprawdę warto mieć do niego niedaleko, jest śliczny
- paskudny postkomunistyczny budynek na styku placu Solnego i rynku to przedwojenny supernowoczesny budynek banku - lektury popłacają (tak, dowiedziałem się tego z "Breslau Forever")
- bardzo klimatyczne krasnoludki tu i ówdzie, są nawet przewodniki po nich, myślę że szukanie ich to może być świetna zabawa dla dzieci, zresztą są dla nich książeczki o tychże krasnoludkach
- ogród japoński trochę mały, fontanna koło Hali Stulecia podobno wspaniała ale nie było żadnej tablicy z informacją kiedy działa
- wypożyczalnia rowerów na rynku jest i ceny ma sensowne (8 PLN za pierwszą godzinę i 5 za następne, 100 kaucji) ale gdy chcieliśmy z niej skorzystać to okazało się że nie ma żadnego sprawnego roweru
- hostel Moon (Krupnicza, wejście od Kazimierza Wielkiego) bardzo miły, nowy i czysty, obsługa życzliwa, trochę gorąco od strony podwórka ale przecież i tak staraliśmy się spędzać czas na zewnątrz. W recepcji można było wypożyczyć PS2 z Tekkenem (więcej gier miało pojawić się później). Trzecie piętro w kamienicy trochę dawało się we znaki.
- nadal widać w mieście sporo niewykorzystanego potencjału turystycznego.
Niepowtarzalny klimat Wrocławia to zapewne skutek nieustannego utrzymywania kontaktu z całym Wszechświatem.
Wrocław wieczorem. To bardzo ludne i ruchliwe miasto co nie zawsze widać na rynku.
Wrocław duży jest, więc aby go przemierzać należy się właściwie odżywiać. Oto pożywne śniadanie.
Na jednym z mostów (Tumskim) kłódki z imionami. Dziwaczny przesąd jak sądzę.
Statki wycieczkowe. Koła łopatkowe "fałszywe", to znaczy tylko dla ozdoby, nie pełnią funkcji napędu. Wygląda trochę dziwnie (statki wszak dość nowoczesne mają sylwetki) i szczerze mówiąc budzi w mej inżynierskiej duszy trochę mieszane uczucia.
Napotkany w jednym z wrocławskich ogródków wrocławski kot. Ignorował wszelkie próby kiciania i głaskania. Przyszedł, porozglądał się nerwowo, zajrzał tu i tam i poszedł. Pewnie umówił się z kimś kto nie przyszedł.
Aula Leopoldinum. Warto odżałować te parę złotych żeby ją zobaczyć. Robi wrażenie.
Widok z wieży (matematycznej?) też ładny.
Jeden ze wzmiankowanych krasnali. Nietrudno się domyślić że znaleźliśmy go przy ulicy Więziennej.
Trzy krasnale na rynku.
Widoczek.
Po drodze do Hali Stulecia (najpierw bulwarem Dunikowskiego a potem wybrzeżem Wyspiańskiego) wypatrzyłem kilka muzealnych jednostek. Wyglądały interesująco ale zabrakło czasu.
Śluza Szczytniki zdecydowanie warta jest zobaczenia. Statki pływają dość często wiec nie trzeba długo czekać żeby zobaczyć ją w akcji. Obsługa miła ale uprzedza że teren nie jest udostępniony do zwiedzania - nie uprzedza o tym żadna tabliczka. Do tego po drugiej stronie śluzy teren policyjny, też bez oznakowania. Poważne niedopatrzenie - jak dla mnie to bardzo duża atrakcja.
Karp w ogrodzie japońskim. Wolałem nie zbliżać się do wody.
Dywizjon kaczek w szyku torowym.
Poczta w narożniku rynku znakomicie zamaskowana - póki nie wskazał jej tubylec nie byliśmy w stanie jej znaleźć.
Ostatnie wrażenie - oprócz kilku naprawdę wypasionych samochodów na placu Solnym ujrzałem takie dziwo:
Etykiety:
zdjęcia
Nie lubię pedałów
Bo jeden mi się wczoraj ukręcił. :-)
I na dokładkę moje ulubione przekleństwo cyklisty: "Bezpieczna nie mniejsza niż metr". Od dawna co prawda go nie używam bo przestałem jeździć ulicami. "Life expectancy" od razu wzrosło.
I na dokładkę moje ulubione przekleństwo cyklisty: "Bezpieczna nie mniejsza niż metr". Od dawna co prawda go nie używam bo przestałem jeździć ulicami. "Life expectancy" od razu wzrosło.
Etykiety:
myśli
6 sie 2009
Wrocławskie wrażenia (Breslau Forever)
Tak! Dostałem od TŻ "Breslau Forever" Ziemiańskiego i czytam sobie - siedząc we wrocławskim hostelu. Ale jazda! Trzy godziny temu byłem w Hali Stulecia, a tu siedzę sobie i czytam jak Kuger i Grunewald zamawiają w niej pączki z wiśniami i inne pyszności i patrzą na fontanę ktorą ja te trzy godziny temu też na własne oczy widziałem! Wypas, polecam każdemu, wolne miejsca w hostelach na pewno są, książka jest w Empiku na rynku a hala co prawda w remoncie ale wciąż stoi. Jeszcze zdążycie!
Etykiety:
fantastyka,
literatura
5 sie 2009
Wrocławskie spostrzeżenia
Po pierwsze mają tu mało zielonego. Znaczy tego na słupach. To jest chodzi mi o to że zielone światło na przejściach dla pieszych świeci się jakoś tak krótko, rzadko starcza na przejście przez ulicę. Muszą tu mieć nader żwawych staruszków.
Po drugie bardzo dużo młodych ludzi na ulicach.
Ciekawe czy jedno nie łączy się przypadkiem z drugim...
Po drugie bardzo dużo młodych ludzi na ulicach.
Ciekawe czy jedno nie łączy się przypadkiem z drugim...
Etykiety:
myśli
4 sie 2009
Jeśli to sierpień to jestem we Wrocławiu
Dwa to już tradycja? Dla mnie tak. Nie jestem Imperium Brytyjskie żeby mieć tradycje sięgające setek lat. Choć nie zmartwiłbym się gdybym miał szansę takie stworzyć. :-)
Jak zwykle w sierpniu (to jest tak samo jak w zeszłym roku) wylądowałem we Wrocławiu. Mówię Wam, wypas miasto. Spróbuję opowiedzieć trochę o swoich przygodach.
Najpierw podróż. Może byłaby miła opowieść ale korzystaliśmy (ja i TŻ) z usług PKP, nie żeby był to jakiś wielki błąd ale pewien niesmak pozostał. Bo chciałem umieścić pierwszy wpis z dopiskiem to to tak ho ho, supernowocześnie i w ogóle, z jadącego pociąga se bloguje, a co! No i zonk, notebook ma bateryjkę dobrą ale krótką a prąda ni ma. Ni ma i już, w całem pocięglu. Wagon mielim super-duper, lotnicze fotele i jeden wielki przedział zamiast wielu małych, nie ściemniam, naprawdę super, bo pod fotele owe mieszczę dość swobodnie swe długaśne pseudopodia co zaletą wielką jest i basta. Nawet co gdzieś drugi rząd przy fotelach owych gniazdka oznaczone "230" znaleźć można, jednak oznaczenie to nijak nie oznacza napięcia w nich to wynosi bowiem okrąglutkie zero, chodzi może więc o liczbę lat jakie muszą upłynąć aby firma ta zrobiła wreszcie coś od początku do końca z sensem? Albowiem lampki do czytania tak samo nie działały, może prąd to za skomplikowana sprawa dla przeciętnego pasażera. Po cholerę tylko te gniazdka? Może dla obsługi? Na pewno mają ubaw, "he he, stary, to już szesnasty w tym tygodniu, myślał że prąd darmo dostanie, he he". Może za dużo kosztowało, chociaż jako żywo trudno mi sobie wyobrazić zabranie do pociągu urządzenia zużywającego istotne ilości energii. Betonu przeca w podróży mieszał nie będę, co nie? No nic, życie. Jakoś do tego Wrocka śmy się dotelepali i pięknie jest, nieskromnie bardzo jest albowiem nie po to cały rok haruję żeby potem na urlopie oszczędzać. O.
Jak zwykle w sierpniu (to jest tak samo jak w zeszłym roku) wylądowałem we Wrocławiu. Mówię Wam, wypas miasto. Spróbuję opowiedzieć trochę o swoich przygodach.
Najpierw podróż. Może byłaby miła opowieść ale korzystaliśmy (ja i TŻ) z usług PKP, nie żeby był to jakiś wielki błąd ale pewien niesmak pozostał. Bo chciałem umieścić pierwszy wpis z dopiskiem to to tak ho ho, supernowocześnie i w ogóle, z jadącego pociąga se bloguje, a co! No i zonk, notebook ma bateryjkę dobrą ale krótką a prąda ni ma. Ni ma i już, w całem pocięglu. Wagon mielim super-duper, lotnicze fotele i jeden wielki przedział zamiast wielu małych, nie ściemniam, naprawdę super, bo pod fotele owe mieszczę dość swobodnie swe długaśne pseudopodia co zaletą wielką jest i basta. Nawet co gdzieś drugi rząd przy fotelach owych gniazdka oznaczone "230" znaleźć można, jednak oznaczenie to nijak nie oznacza napięcia w nich to wynosi bowiem okrąglutkie zero, chodzi może więc o liczbę lat jakie muszą upłynąć aby firma ta zrobiła wreszcie coś od początku do końca z sensem? Albowiem lampki do czytania tak samo nie działały, może prąd to za skomplikowana sprawa dla przeciętnego pasażera. Po cholerę tylko te gniazdka? Może dla obsługi? Na pewno mają ubaw, "he he, stary, to już szesnasty w tym tygodniu, myślał że prąd darmo dostanie, he he". Może za dużo kosztowało, chociaż jako żywo trudno mi sobie wyobrazić zabranie do pociągu urządzenia zużywającego istotne ilości energii. Betonu przeca w podróży mieszał nie będę, co nie? No nic, życie. Jakoś do tego Wrocka śmy się dotelepali i pięknie jest, nieskromnie bardzo jest albowiem nie po to cały rok haruję żeby potem na urlopie oszczędzać. O.
Etykiety:
myśli
29 lip 2009
Strażnicy - aktualności
No trochę się dowiedziałem i brzmi to tak sobie... To znaczy najjaśniejszy punkt jest taki że faktycznie od ponad tygodnia są do kupienia na BD. Niestety wersja amerykańska nie ma napisów ani tym bardziej dubbingu (błe!) po polsku. Od dwóch dni jest zaś do kupienia wersja europejska - ale tylko wariant kinowy czyli nędzne 2h36'. Pełna wersja reżyserska tylko dla Amerykanów! 3h10' jakby kto pytał więc różnica spora. Zresztą - dla brytyjskiego Amazona wciąż jesteśmy trzecim światem (a w każdym razie ostatnio byliśmy) więc i tak prościej ściągnąć z USA. Zwłaszcza że wersja "europejska" polskich napisów też nie ma. Trzeba pokornie poczekać na swoją kolej. Może łaskawie pozwolą wydać mi kasę na coś. Może obcięte o 20 procent bo tak im wyjdzie większy zarobek.
A niech ich gęś kopnie.
A niech ich gęś kopnie.
Etykiety:
fantastyka,
film
T4
Obejrzałem niedawno T4 (czyli Terminatora 4, to ma jakiś podtytuł ale kto by go pamiętał) i nawet zostałem lekko pozytywnie zaskoczony. Z recenzji wychodziło mi że to w zasadzie chała, a okazało się że to po prostu słaby film.
Akcji sporo i to nawet widowiskowej. Dialogów dosyć mało. Podobał mi się John Connor, zmęczony, chyba nie wierzący w swoją misję ale uparty. Główny bohater żałujący grzechów też mi pasuje. Tak samo jak spłowiałe kolory tej rzeczywistości. Scenografia bardo ładnie wygenerowana, widać że teraz nie ma już właściwie technicznych ograniczeń, jestem tylko ciekaw czemu to aż tyle kosztuje.
Niektóre wątki i pomysły mocno dziwne, nielogiczne. Na przykład czy naprawdę Skynetu nie stać na coś lepszego niż T-600? Który nie umie trafić w nic? Występ Arnolda zupełnie zbędny. Jeśli już koniecznie musieli go pokazać aby nawiązać do poprzednich części to wystarczyłby manekin na taśmie produkcyjnej. Najciekawszy wątek człowieka/maszyny co najwyżej zasygnalizowany, jego potencjał w większości zmarnował się. Decyzje bohaterów pozbawione głębi, introspekcji, obserwowane z zewnątrz wydają się nieprzemyślane i przypadkowe. No i od kiedy po spojrzeniu w oczy ocenia się czy ktoś wierzy w to co mówi?
Widzę że mimo rozmachu zabrakło odwagi. Na przykład żeby trochę wątki pogłębić psychologicznie nawet kosztem wydłużenia filmu. Moim zdaniem tylko by na tym skorzystał. A tak może i zarobił trochę więcej (u nas w każdym razie bo dłużej był wyświetlany) ale popularnością na torrentach Strażnikom ustępuje - i nic dziwnego.
W sumie rozrywka niezbyt wysokich lotów, ot w sam raz na odmóżdżający i tak lipcowy upał (tego dnia zupełnie wyjątkowo była normalna lipcowa pogoda).
Akcji sporo i to nawet widowiskowej. Dialogów dosyć mało. Podobał mi się John Connor, zmęczony, chyba nie wierzący w swoją misję ale uparty. Główny bohater żałujący grzechów też mi pasuje. Tak samo jak spłowiałe kolory tej rzeczywistości. Scenografia bardo ładnie wygenerowana, widać że teraz nie ma już właściwie technicznych ograniczeń, jestem tylko ciekaw czemu to aż tyle kosztuje.
Niektóre wątki i pomysły mocno dziwne, nielogiczne. Na przykład czy naprawdę Skynetu nie stać na coś lepszego niż T-600? Który nie umie trafić w nic? Występ Arnolda zupełnie zbędny. Jeśli już koniecznie musieli go pokazać aby nawiązać do poprzednich części to wystarczyłby manekin na taśmie produkcyjnej. Najciekawszy wątek człowieka/maszyny co najwyżej zasygnalizowany, jego potencjał w większości zmarnował się. Decyzje bohaterów pozbawione głębi, introspekcji, obserwowane z zewnątrz wydają się nieprzemyślane i przypadkowe. No i od kiedy po spojrzeniu w oczy ocenia się czy ktoś wierzy w to co mówi?
Widzę że mimo rozmachu zabrakło odwagi. Na przykład żeby trochę wątki pogłębić psychologicznie nawet kosztem wydłużenia filmu. Moim zdaniem tylko by na tym skorzystał. A tak może i zarobił trochę więcej (u nas w każdym razie bo dłużej był wyświetlany) ale popularnością na torrentach Strażnikom ustępuje - i nic dziwnego.
W sumie rozrywka niezbyt wysokich lotów, ot w sam raz na odmóżdżający i tak lipcowy upał (tego dnia zupełnie wyjątkowo była normalna lipcowa pogoda).
Etykiety:
fantastyka,
film
28 lip 2009
Leczo
A właściwie "leczo", po zaraz pojawi się jakiś Węgier i tak mnie zdzieli w łeb że się nie pozbieram... Ale do rzeczy: potrzeba kiełbasę (tanią a więc tłustą, dzięki temu nie trzeba dodawać oleju), paprykę, pomidory, cebulę i cukinię. Proporcje - mniej więcej po równo, cebuli dwa razy mniej, cukinii dwa razy więcej. Zamiast niej może też być kabaczek. Najpierw do gara wpada kiełbasa, potem cebula, papryka, pomidory i cukinia. Można dodać trochę przecieru pomidorowego. Przyprawy: pieprz (pasuje ziołowy), papryka słodka, papryka ostra, chili. Sól? Eeee... zapomniałem. Zresztą w kiełbasie jest tyle że naprawdę można sobie darować. Efekt:
25 lip 2009
22 lip 2009
Raclette
Wspominałem dziś o raclette. No i tak się złożyło że także dziś z niego skorzystaliśmy. Bakłażan posolony, odczekany i opłukany, papryka, pieczarki, pieczywo pszenne, żółty ser, jogurt z chrzanem do raclette i do tego pierś z kurczaka w panierce z sezamem usmażona na patelni. Herbata z sokiem i cola.
Było pysznie.
Solidne śniadanie
Śniadanie zwykle jadam w miarę skromne, dziś jednak sobie pofolgowałem. Trzeba zadbać o siły, w końcu mam malowanie w toku, nie? Inna sprawa ile z tego wychodzi... Ale do rzeczy. Chętnie bym zapowiedział "śniadanie pięć smaków", jak ten kurczak po chińsku, tyle że smaków tu jest więcej. Mamy zatem dwa smaki chleba samego - graham i razowy turystyczny. Masełko jedno, ale na wierzchu prawdziwa różnorodność: schab - z czosnkiem, serek biały z Piątnicy (mój ulubiony, nie ciągnie się od gumy guar jak wiele innych) oraz powidła. Kanapka z serkiem służy do przegryzania śledzika po kaszubsku, takiego z octu, w oleju z przyprawami i z cebulką. Schab posmarowany majonezem - a pod schab położyłem też wyżej wzmiankowany serek. Jako słodka przystawka wafle z kremem kasztanowym i dżemem wiśniowym. Do popicia gorące mleko.
Kto chce niech wierzy - nie tylko się najadłem ale do tego mi smakowało!
Placki ziemniaczane
To właściwie trochę za ciężka potrawa na lato ale jak człowieka najdzie to nie ma zmiłuj, muszą być. Nie wiem jak inni ale my lubimy połowę ziemniaków utrzeć na masę, a połowę na drobne wiórki które potem po brzegach tak uroczo chrupią... Do tego oczywiście mąka, jajko oraz cebula też starta na masę. Jako dodatki śmietana (legendarna itd...) oraz cukier. Próbowałem też z twarożkiem (oczywiście legendarnym waniliowym z Maćkowych) i też było nieźle. Do popicia kawa zbożowa, może być Inka na mleku.
Prawda że urocze?
Prawda że urocze?
Obiad z wielu dań
Czasami człowiek musi sobie dogodzić. Nam przytrafiło się to wczoraj.
Oto zastawiony stół. Faktycznie zastawiony - prawie nie ma wolnego miejsca a to posiłek dla tylko dwóch osób.
Danie główne to de volaille (z masełkiem w środku) oraz ziemniaki utłuczone z masłem, koperkiem i śmietaną (legendarną dwunastką z Maćkowych - innej kwaśnej nie używam).
Jako surówka (?) pory, podgotowane do miękkości (ale nie rozgotowane, trzeba uważać), przyprawione, a jakże, śmietaną (legendarną itd...), majonezem (niestety nie miałem pod ręką jedynie słusznego z Winiar, ale cóż, kryzys, wszyscy poświęcamy to i owo) oraz pieprzem. Solą nie albowiem pory są wystarczająco słone same z siebie. Smakuje najlepiej na ciepło dlatego warto zsynchronizować działania i odcedzić oraz przyprawić bezpośrednio przed podaniem.
Do popicia herbata (czarna, wynalazków nie uznaję, zresztą podejrzewam że niektóre z nich po zawinięciu w bibułkę i zapaleniu stają się mocno nielegalne) z sokiem truskawkowym domowej roboty (nie mojej).
Bakłażan grillowany to przekąska. Trzeba go pokroić, solidnie posolić z obu stron i zostawić aż puści sok, czyli tak przynajmniej z godzinę. Potem trzeba go opłukać.
Ponieważ grill to raclette można dołożyć zapiekane pieczywo z żółtym serem - moje ukochane. Jak jest czas można do niego zrobić masełko czosnkowe. Nam go niestety zabrakło.
Bakłażana polewam sosem z jogurtu i chrzanu.
Sos taki pasuje też do przystawki w wersji obiadowej, to znaczy oprócz bakłażana grilluje się także mieso (na przykład rozbitą karkówkę, może być przyprawiona albo i marynowana jak jest czas), paprykę, pieczarki i co tam tylko wpadnie pod widelec. Też z pieczywem i sosikiem.
Oto zastawiony stół. Faktycznie zastawiony - prawie nie ma wolnego miejsca a to posiłek dla tylko dwóch osób.
Danie główne to de volaille (z masełkiem w środku) oraz ziemniaki utłuczone z masłem, koperkiem i śmietaną (legendarną dwunastką z Maćkowych - innej kwaśnej nie używam).
Jako surówka (?) pory, podgotowane do miękkości (ale nie rozgotowane, trzeba uważać), przyprawione, a jakże, śmietaną (legendarną itd...), majonezem (niestety nie miałem pod ręką jedynie słusznego z Winiar, ale cóż, kryzys, wszyscy poświęcamy to i owo) oraz pieprzem. Solą nie albowiem pory są wystarczająco słone same z siebie. Smakuje najlepiej na ciepło dlatego warto zsynchronizować działania i odcedzić oraz przyprawić bezpośrednio przed podaniem.
Do popicia herbata (czarna, wynalazków nie uznaję, zresztą podejrzewam że niektóre z nich po zawinięciu w bibułkę i zapaleniu stają się mocno nielegalne) z sokiem truskawkowym domowej roboty (nie mojej).
Bakłażan grillowany to przekąska. Trzeba go pokroić, solidnie posolić z obu stron i zostawić aż puści sok, czyli tak przynajmniej z godzinę. Potem trzeba go opłukać.
Ponieważ grill to raclette można dołożyć zapiekane pieczywo z żółtym serem - moje ukochane. Jak jest czas można do niego zrobić masełko czosnkowe. Nam go niestety zabrakło.
Bakłażana polewam sosem z jogurtu i chrzanu.
Sos taki pasuje też do przystawki w wersji obiadowej, to znaczy oprócz bakłażana grilluje się także mieso (na przykład rozbitą karkówkę, może być przyprawiona albo i marynowana jak jest czas), paprykę, pieczarki i co tam tylko wpadnie pod widelec. Też z pieczywem i sosikiem.
19 lip 2009
Dwie wiadomości
Dobra i zła oczywiście. Zła to taka że próbowałem sfotografować deszcz i mi nie wyszło - sfotografowałem mokry krajobraz i tyle. Muszę pokombinować i poćwiczyć. Dobra to taka że chyba będę miał jeszcze wiele okazji tego lata. ;-)
Etykiety:
myśli
Znowu mgła
Wieczór po deszczu, zachodzące słońce nad morzem... Romantycznie? W zasadzie tak, ale nie jeśli tak wygląda połowa lipca! Kolejny raz miałem okazję sfotografować mgłę - a wcale mi na takich okazjach nie zależy. Tyle że nic innego nie ma.
Teraz też siedzę, południe dopiero co minęło a do czytania trzeba zapalać światło bo na dworze chmury i deszcz od samego rana. Brrr.
Teraz też siedzę, południe dopiero co minęło a do czytania trzeba zapalać światło bo na dworze chmury i deszcz od samego rana. Brrr.
Etykiety:
zdjęcia
Subskrybuj:
Posty (Atom)